Jakub Szyda: W końcu udało się zaprezentować warszawiakom wasze jubileuszowe dzieło. Na scenie „Zły” robi ogromne wrażenie — zarówno pod względem scenografii, kostiumów, efektów specjalnych, jak i gry aktorskiej czy choreografii. Zwłaszcza biorąc pod uwagę skalę Teatru Rampa. Jak długo przygotowywaliście się do tego spektaklu?
Michał Walczak, dyrektor Teatru Rampa: Zgłębianie tajemnic Tyrmanda oraz samej postaci „Złego” — m.in. dzięki biografiom pisarza — rozpocząłem pół roku przed próbami. Napisanie scenariusza zajęło mi około trzech miesięcy. Podobny czas poświęciliśmy na próby, które ruszyły pod koniec maja. Nie był to więc szczególnie długi proces twórczy, jak na stopień skomplikowania spektaklu. Udało nam się jednak w pół roku napisać scenariusz, skomponować muzykę, przygotować projekty scenografii i oczywiście ćwiczyć z aktorami.
Czyli był to raczej standardowy okres?
Zdecydowanie za krótki. Złożoność powieści Tyrmanda jest tak duża, że ujęcie wszystkich wątków na deskach teatru wymagałoby znacznie dłuższej i cięższej pracy. Jako osoby wychowane na romantycznej, spontanicznej wizji teatru, mamy w Polsce skłonność do kumulowania pracy w krótkim czasie. Racjonalniejszy ale też bardziej komercyjny model produkcji dominuje na Broadwayu czy West Endzie, gdzie prototypy spektakli powstają czasem przez kilka lat, nim osiągną perfekcję. Do takiego procesu potrzeba jednak wielkich budżetów i czasu. Nasz spektakl jest kompromisem między perfekcją a żywiołem. Kompromisem, wymagającym np. decyzji o skróceniu lub wycięciu niektórych wątków z powieści.
Dlaczego z okazji 50-lecia Rampy zdecydowaliście się na adaptację „Złego”? Teatr jest od zawsze związany z Targówkiem, a akcja powieści toczy się głównie w Śródmieściu, na Pradze i Muranowie.
Targówek jest w historii „Złego” dzielnicą poboczną, ale bardzo ważną. Wybór tej akurat powieści na jubileusz zawdzięczamy naszemu reżyserowi Jerzemu Połońskiemu, z którym chcieliśmy zanurzyć się w socrealistyczną i równocześnie szemraną, powojenną Warszawę. Szczególnie interesowały nas praskie wątki „Złego”: wyprawa na ciuchy, Brzeską, Dworzec Wschodni… Czytając biografie Tyrmanda oraz wspomnienia jego znajomych, zwłaszcza słynnej Bogny-Krystyny z „Dziennika 1954”, odkryłem, że pisarz przyjaźnił się z pierwszym dyrektorem dzielnicowego domu kultury na Targówku – Remigiuszem Szczęsnowiczem. Podczas pisania „Złego” odwiedzał go i prowadził wśród lokalnych chuliganów badania terenowe. Może dlatego tytułowy „Zły” czyli Henryk Nowak w kończącej powieść spowiedzi przyznaje, że urodził się i wychował wśród melin Targówka, Bródna i Pelcowizny. Najsłynniejszy warszawski superbohater pochodzi z dzielnicy, w której od 1975 działa teatr! Dodajmy – w budynku dzielnicowego domu kultury, którego budowę uwiecznił słynny dokument „Gdzie diabeł mówi dobranoc” z Tadeuszem Łomnickim jako narratorem.
Z okazji jubileuszu szukaliśmy mitów i legend związanych z naszą dzielnicą, które moglibyśmy uczcić na scenie. „Zły”, czyli Henryk Nowak spadł nam z nieba. A może z piekła? Chciałbym, by Rampa była takim „łobuzem” wśród warszawskich teatrów — trochę nieokrzesanym, ale pełnym życia dzielnicowym pałacem kultury, pokazującym autorskie, nieszablonowe spektakle.

Czyli najbardziej pociągnął cię wątek przestępczego półświatka?
Powieść Tyrmanda ma wiele – zbyt wiele! - ciekawych wątków, ale szemrany świat warszawskich chuliganów fascynuje najbardziej. Jest w nim coś z pogranicza karnawału i przemocy – jak w najlepszych filmach o „Batmanie”. Tyrmand z humorem i dosadnie opisuje brudną rzeczywistość zgruzowstającej Warszawy, najpierw w „Dzienniku 1954”, potem w „Złym”. Wiele wydarzeń z powieści było inspirowanych prawdziwymi historiami z życia warszawskiego półświatka, który fascynował Tyrmanda. Coś z tej fascynacji przedmieściami, spelunami i zadymionymi klubami jazzowymi zostało w Warszawie do dzisiaj. Nie przypadkiem nocna prohibicja ma być wprowadzona najpierw na Pradze-Północ: dzielnicy wciąż uznawanej za siedlisko dilerów i sklepów nocnych, które wtopiły się w pejzaż nocnego karnawału ale równocześnie niepokoją ciemnymi siłami, które budzą się w środku nocy za oknami statecznych mieszkańców.
„Zły” nie jest reportażem o przestępczości, ale karnawałową wizją warszawskiego „Sin City”, miasta niebezpiecznego, posiadającego swoją godność i charakter. W czasach bezmyślnego naśladowania cudzych wzorców własna, charakterna mitologia jest bezcenna a jej rezerwuwarem wydaje się bardziej prawy, wciąż dziki brzeg Wisły niż pałacocentryczna Warszawa lewobrzeżna.
Stąd pomysł Mariki Wojciechowskiej na scenografię i kostiumy? Momentami scena przypominała mroczne moskiewskie osiedla z czasów Stalina.
Marika nie była zwolenniczką realistycznej rekonstrukcji lat 50. Postawiła więc na przerysowaną, dystopijną rzeczywistość, inspirowaną komiksami, grami komputerowymi i socralistycznymi budowami. Kostiumy postaci były celowo przybrudzone, jakby wszyscy odreagowywali pracę przy odbudowie Warszawy na jazzowych imprezach, które często prowadził właśnie Tyrmand przy ul. Konopnickiej 6. Naśladowanie amerykańskich wzorców nad Wisłą było zawsze trochę komiczne, ale pozwala uchwycić dramat śnienia tego polsko-amerykańskiego snu w warunkach socrealizmu. Reżyser świetnie uchwycił ten tragikomizm aspiracji warszawiaków do bycia mieszkańcami metropolii, która powinna mieć swoich mafiozów i superbohatera. Nasz „Zły” nie jest realistycznym herosem, ale projekcją pisarza. W interpretacji choreografa Jarosława Stańka, który wciela się w tę rolę, „Zły” to dojrzały mężczyzna po przejściach pragnący stać się superbohaterem. Nasz „Zły” często przemawia tańcem, ruchem, gestem – jest warszawskim widmem. Mitem. Zjawą.

Chodziło o pokazanie kontrastu?
Tak. W naszej interpretacji „Zły” to alter ego pisarza — zwłaszcza w starciu z aparatem reżimu. Tyrmand chciał być kolorowym ptakiem, pełnym energii i charyzmy, a jednocześnie bywał biedny, bezrobotny i przerażony. Pisanie „Złego” dawało mu poczucie sprawczości — było snem o byciu superbohaterem, który wymyka się milicji, walczy z chuliganami, a kobiety za nim szaleją. Tyrmand projektował na tę postać frustrację, gniew i marzenia nie tylko swoje ale wszystkich warszawiaków.
Chcieliśmy pokazać, jak Zły i Tyrmand się przenikają i dlatego scenariusz musicalu powstał nie tylko na podstawie powieści, lecz także „Dzienników 1954”, w których autor opisał swoje codzienne życie. Co ciekawe, Tyrmand przestał prowadzić dziennik dokładnie wtedy, gdy otrzymał zlecenie na napisanie powieści o chuliganach — po przesłuchaniu przez milicję w Pałacu Mostowskich. Co dokładnie zdarzyło się na tym przesłuchaniu? Nasz spektakl jest fantazją m. in. na ten temat.
Czy aktorzy wcielający się w takie postaci jak Zły, Stefan Kisielewski czy sam Tyrmand podzielili twój entuzjazm?
Każdy indywidualnie podszedł do tej historii, ale aktorki i aktorzy szybko złapali bakcyla. Zależało mi, by w tym jubileuszowym spektaklu zagrał cały etatowy zespół Rampy. Chciałem też, by jubileusz był pokazem różnorodności zespołu — jego poczucia humoru, wszechstronności i oryginalności. Galeria typów spod ciemnej gwiazdy w „Złym” zainspirowała nas do stworzenia wielu wspaniałych ról. Nie przypadkiem mówi się, że widzów bardziej od bohaterów pozytywnych fascynują gangsterzy, mafiozi, femme fatale. Cieszę się, że to spotkanie ze „złą” stroną miasta dało tak wspaniały efekt. Wszyscy pracowali wytrwale, ofiarnie i bardzo ciężko, bo to spektakl niesłychanie fizyczny. Ale dali radę — są wspaniali!
Za wami już trzy spektakle. Jesteś zadowolony z reakcji publiczności?
Tak. Widownia jest bardzo różnorodna — pod względem wieku i płci. Odbiór jest w większości pozytywny, choć pojawiło się też zaskakujące dla mnie narzekanie.

O co chodziło? O skrócenie wątków?
Zgłosił się psychofan powieści Tyrmanda, oburzony zmianą płci niektórych bohaterów. Najwięcej kontrowersji wzbudziła tranzycja porucznika Michała Dziarskiego na Michalinę Dziarską. Pomysł adaptacyjny wziął się stąd, że wyrazistych kobiet w „Złym” jest bardzo mało – to powieść maczystowska, pełna facetów przy których kobiety funkcjonują na ogół jako obiekty pożądania, trofea albo służące. Taka była specyfika lat 50 i styl Tyrmanda – playboya i kobieciarza. Chcieliśmy to przetworzyć i wykorzystać fakt, że mamy w zespole wybitne aktorki, które z humorem ale też zaangażowaniem sportretowały niektórych męskich bohaterów. Sam Tyrmand musiał nieźle się bawić, pisząc „Złego” i zaludniając Warszawę dziesiątkami barwnych postaci – tworzących nie realistyczne portrety ale karnawałową i barokową galerię typów. Słynący z kolorowych skarpetek autor nie przywiązywał się do pojedynczych postaci – jego główną bohaterką i muzą, której zadedykował książkę była Warszawa. My też nasz jubileusz dedykujemy stolicy – nie tej spod Pałacu Kultury ale z Pragi i Targówka.
Dla osób, które jeszcze w październiku nie wybrały się do teatru Rampa, aby podziwiać spektakl, najbliższa taka możliwość pojawi się pod koniec miesiąca. Od 26 listopada, przez pięć dni „Zły” będzie odgrywany na deskach dużej sceny, przeważnie po godz. 19. Później kolejna okazja na obejrzenie „Złego” pojawi się dopiero pod koniec grudnia.
Dokładny repertuar Rampy, oferujący wiele wspaniałych spektakli, można znaleźć na stronie internetowej teatru.












Napisz komentarz
Komentarze