Protestujący od kilku tygodni studenci domagają się od władz uczelni jednoznacznego potępienia działań Izraela wobec Palestyny. Ponadto protestujący chcą, aby ujawnić listę izraelskich współpracowników uczelni oraz zerwania z nimi wszelkich kontaktów. Są to trzy podstawowe i najważniejsze postulaty, jakie studenci wystosowali wobec Uniwersytetu.
Do tej pory UW zadeklarował spełnienie jednego z nich, tj. powołanie specjalnej komisji, która sprawdzi z jakimi podmiotami, uczelniami czy ośrodkami badawczymi współpracuje warszawski uniwersytet. Niestety sytuacja zamiast łagodnieć, eskalowała.
Policja wkroczyła na UW
W środę 12 czerwca na teren kampusu została wezwana policja. Ich zadaniem było usunięcie protestujących studentów z bram wjazdowych i bram pożarowych oraz umożliwienie innym studentom oraz pracownikom akademickim uczęszczanie na zajęcia. Ta decyzja podzieliła nie tylko studentów, ale i polityków oraz komentatorów.
Jak czytamy w komunikacie przedstawionym prze z biuro prasowe uczelni: „osoby reprezentujące społeczność akademicką nie mogą być zakładnikami kilkudziesięciu agresywnie protestujących osób”. Prof. Alojzy Nowak, rektor UW, swoją decyzję argumentuje koniecznością „zapewnienia studentom warunków do spokojnej nauki, a pracownikom do bezpiecznej pracy”.
Za przykład agresywnego zachowania studentów podawano m. in. blokowanie wyjścia z kampusu kobiecie w ciąży, pracownikowi, który musiał przyjąć kolejną dawkę chemioterapii czy osobom z niepełnosprawnościami. Ponadto strajkujący mieli uszkodzić kilka pomników i samochodów, wybić szybę czy naruszyć nietykalność cielesną pracowników straży uniwersyteckiej.
Decyzja rektora budzi kontrowersje
Protestujący studenci zaczęli porównywać wczorajsze wydarzenia do marca 1968 roku. Przypomnijmy, że wtedy studenci UW rozpoczęli strajk, domagając się zaprzestania represji przez rząd PZPR-u, solidaryzowania się z pisarzami i przestrzegania konstytucji PRL-u. Zostali jednak brutalnie spacyfikowani przez milicję, ORMO i aktyw robotniczy na Krakowskim Przedmieściu i dziedzińcu UW.
Nie tylko strajkujący komentują działania władz uczelni. Decyzję jaką podjął rektor Alojzy, którą on sam nazywa „jedną z najtrudniejszych w karierze zawodowej”, komentują politycy czy miejscy radni.
Wezwanie policji było zgodne z przepisami. Studenci blokowali m. in. drogi pożarowe. To nie był już protest, tylko ingerowanie w bezpieczeństwo osób znajdujących się na kampusie UW. Uważam, że decyzja rektora była uzasadniona - mówi w rozmowie z Raportem Warszawskim Filip Frąckowiak, warszawski radny z klubu PiS-u.
Radny uważa, że jedyną kontrowersyjną sprawą dot. usunięcia studentów, było użycie siły przez policjantów. „Być może należało negocjować ze studentami do skutku, wykorzystując siłę argumentów werbalnych” - dodaje radny.
Zapytany o słuszność postulatów wystosowanych przez strajkujących, radny PiS-u powiedział jednoznacznie - „są absurdalne”. Ponadto uważa, że porównywanie wydarzeń z środy do marca 1968 roku oraz określanie interwencji policji mianem „hańby” jest niewłaściwe i przesadzone.
Jako radny Warszawy widzę, że od kilku tygodni mamy do czynienia z ofensywą środowisk propalestyńskich, które niszczą mienie miasta, np. poprzez sprejowanie na elewacjach kamienic haseł antyizraelskich czy propalestyńskich. To budzi podejrzenie, czy wszyscy protestujący na UW to studenci. Nie użyłbym jednak słowa prowokatorzy, jest to jednak podejrzane. Warto by dowiedzieć się kim byli strajkujący ludzie - dodaje radny Frąckowiak.
Jednogłos lewicy i prawicy?
Marek Szolc, były warszawski radny z klubu Lewicy uważa, że zachowanie studentów jest po części zrozumiałe.
Takie sprawy budzą emocje. Musimy zrozumieć motywacje studentów. Wiemy, że w ich mniemaniu walczą za bardzo ważną sprawę - bliską ich sercu - komentuje samorządowiec.
Jak dodaje, ufa, że decyzja rektora była racjonalna i została podjęta po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw. Jeśli doszło do nadużyć, mają one być szybko sprawdzone i ukarane.
Pojawiały się argumenty o blokadzie dróg przeciwpożarowych. Zakłócono także mir wielu miejsc na terenie kampusu, m. in. biblioteki, w której uczyło się wielu studentów. Biorąc pod uwagę jak rzadko dochodzi do interwencji policji na UW, i to, że do tej pory władze uczelni nie nadużywały swojej pozycji, mam zaufanie do decyzji, jaką podjął rektor - mówi radny Szolc.
Radny cieszy się także, że interwencja policji przebiegła profesjonalnie - bazując swoją opinię na udostępnionych nagraniach. Samorządowiec nie ma jednak wątpliwości, że studenci będą protestować dalej.
Szolc, podobnie jak Frąckowiak uważa, że porównania do marca '68, jakie w sieci studenci często wykorzystują, są niewłaściwie.
Emocje są zrozumiałe, jednak sądzę, że musimy zachowywać dystans. Patrzeć na sprawy z rozwagę. Skala przemocy i represji i wszelkich negatywnych zjawisk w marcu '68 roku były na zupełnie innym poziomie - mówi radny.
Studenci zapowiedzieli organizację kolejnych protestów. Następny odpędzie się pod hasłem „Rektorze, nie chowaj się za policją”.
Napisz komentarz
Komentarze