Powstanie Warszawskie
Z rozkazu dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” 1 sierpnia 1944 roku o godz. 17:00, tzw. godzinie „W” rozpoczęło się Powstanie Warszawskie. Miało ono na celu wyzwolenie miasta spod okupacji niemieckiej przed wkroczeniem Armii Czerwonej.
W dniu wybuchu zrywu w skład Okręgu Warszawa AK i podporządkowanego mu Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK wchodziło ponad 40 tys. żołnierzy, a wraz z siłami porządkowymi AK liczba ta dochodziła do 58 tys. osób. Jednak w działania zbrojne przeciwko Niemcom włączyło się od 25 tys. do 37 tys. osób. Z powodu konspiracji niektórzy nie mogli dotrzeć na czas do punktów zbornych i nie mogli pobrać broni ze skrytek i magazynów.
W działania Armii Krajowej włączyły się też m.in. dwa bataliony Narodowej Organizacji Wojskowej, Oddziały Wojskowe Korpusu Bezpieczeństwa, Oddziały Wojskowe Pogotowia Polskich Socjalistów.
1 sierpnia 1944 r. powstańcy dysponowali ograniczonym arsenałem: 2500 pistoletów, 1475 karabinów, 420 pistoletów maszynowych, prawie 100 ręcznych karabinów maszynowych i 20 ciężkich. Do tego dochodziła broń produkowana przez Armię Krajową, m.in. granaty („sidolówki”, „filipinki”), butelki zapalające, pistolety „błyskawice” czy miotacze ognia. Wystarczało to jedynie na uzbrojenie tylko kilku tysięcy z ponad 20 tysięcy walczących.
Amunicję i uzbrojenie zdobywano głównie od niemieckiego okupanta lub otrzymywano w alianckich zrzutach. W obliczu bombardowania Luftwaffe i ostrzału artyleryjskiego Wehrmachtu powstańcy byli jednak w dużej mierze bezsilni.
Uczestnicy zrywu nie mieli jednolitych strojów. Walczyli oni w ubraniach cywilnych bądź też zakładali zdobyte mundury niemieckie. Wyróżniali się zaś biało-czerwonymi opaskami, obszyciami na kołnierzu, orzełkami na czapkach i częściami wyposażenia.
Według planów zryw miał trwać kilka dni, ale po 63 dniach, upadł 3 października 1944 r. W czasie walk zginęło między 16 a 18 tys. żołnierzy AK i między 150 a 180 tys. cywilów. Niemcy doszczętnie zniszczyli Warszawę.
Historia młodego powstańca
Ryszard Cholewa urodził się 2 kwietnia 1933 roku w Warszawie. Jego ojciec pracował na politechnice w Elektrowni Warszawskiej. Miał starszą siostrę. Przed wojną wraz z rodziną mieszkał na ulicy Radnej na Powiślu. Początkowo wraz z siostrą uczył się w szkole na ulicy Sewerynów, która później została zlikwidowana, więc rodzeństwo przeszło na edukację na tajnych kompletach. Jak wspominał Cholewa w jednym z wywiadów, posiadał „lewą” legitymację ze szkoły publicznej na Lesznie, dopuszczonej przez Niemców do funkcjonowania. Wraz z kolegami udzielał się m.in. w Kościele Świętego Krzyża Ojców Misjonarzy.
Gdy wybuchła wojna budynek, w którym mieszkał z rodziną, został zbombardowany. Przenieśli się więc do mieszkania wujostwa na Krakowskim Przedmieściu 7. Budynek ten obecnie nie istnieje. W czasie wojny został on zajęty przez Niemców, dlatego rodzina Cholewów przeniosła się do mieszkania przy ul. Chmielnej 89.
Cholewa należał do najmłodszej grupy 16. Warszawskiej Drużyny Harcerzy w „Szarych Szeregach”. Był członkiem Harcerskiej Poczty Polowej. Pełnił funkcję łącznika. Przyjął pseudonim „Rysiek”. Angażował się w działania na terenie Śródmieścia Północ.

Wywiad z uczestnikiem Powstania Warszawskiego
Raport Warszawski jeszcze przed 81. rocznicą Powstania Warszawskiego rozmawiał z Ryszardem Cholewą, który opowiadał o swoim doświadczeniu z okresu zrywu.
Raport Warszawski: Jakie były najcięższe chwile?
Ryszard Cholewa: Dla nas, dla służby pomocniczej Szarych Szeregów najcięższe było noszenie jedzenia i wody głodnym. Trudno to sobie wyobrazić, jak do głodnego człowieka przychodziło się z jedzeniem. To były bardzo trudne chwile.
Trudne były też chwile, gdy angażowano nas do organizacji pogrzebów, które się odbywały po ustaniu nalotów.
Jaka była pana funkcja? Jaką rolę pan spełniał?
Ja byłem w najmłodszej grupie Szarych Szeregów i byłem w harcerskiej poczcie.
Poczta, sprawy łącznościowe i, tak jak powiedziałem, noszenie wody, jedzenia — te funkcje cywilnej walki obronnej pełniłem. Taka była nasza rola.
Na pewno dla młodego człowieka, to były duże emocje i wyzwanie.
Powiedzmy szczerze, nie młodego człowieka, a dzieciaka. Należeliśmy do najmłodszej grupy Szarych Szeregów, bo my przecież byliśmy dziećmi. Najpierw przyjmowano nas entuzjastycznie, a potem było coraz trudniej. To wyraźne przypadki tego, co niosą dni, miesiące czy lata walki.
Czy to było przyspieszone dojrzewanie do dorosłości?
O tak. Można powiedzieć, że w tym powstaniu byliśmy „młodymi staruszkami”. Patrzyliśmy na rannych, na te tragiczne sceny w powstaniu. Dla mnie najważniejszą rzeczą była wizyta w szpitalu powstańczym i widok leczenia bez środków znieczulających, nie jęki, a prawie wycie z bólu, zakrwawieni lekarze; i w tym piekle harcerki Szarych Szeregów, wycierające ciągle podłogę. Takiego piekła to nie widziałem, wyskoczyłem z tego. To też takie wspomnienia, ale nie męczmy się już wspomnieniami.
To teraz spójrzmy w przyszłość. Jak młodzież, dzieci mogą skorzystać z tego doświadczenia?
Mamy spotkania z młodzieżą, ale w naszym przekazie jest najważniejsze hasło Szarych Szeregów: „Dziś, jutro, pojutrze”. Pojutrze - to była odbudowa kraju z wszystkimi konsekwencjami, ale to już dłuższa sprawa. A dzisiaj staramy się rozmawiać, jak brzmi to hasło „pojutrze” dla obecnych pokoleń młodzieży. I to wyzwanie - tak jak mówię na spotkaniach z młodzieżą - jest o wiele większe niż było dla nas. W świetle tego, co dzieje się w świecie.
Napisz komentarz
Komentarze