Reklama

Szarlotka jak dubajska czekolada. 8 zł za kilogram jabłek w Warszawie

Średnia cena kilograma jabłek na stołecznych straganach to 8 złotych. Dlaczego za symbol krajowego sadownictwa płacimy tyle, ile za importowany owoc egzotyczny? Zapytaliśmy prezesa sadowników. Jego odpowiedź brzmi jak ostrzeżenie przed kolejnymi podwyżkami.
Szarlotka jak dubajska czekolada. 8 zł za kilogram jabłek w Warszawie

Autor: Jakub Szyda

Źródło: Raport Warszawski

Przeszliśmy pół Warszawy, od straganu do warzywniaka. Wynik naszego badania? Średnia cena za kilogram najtańszych jabłek to 8 złotych. I wcale nie chodziliśmy po droższych rejonach stolicy. W tym samym czasie banany, które przypłynęły przez pół globu, kosztują połowę tej kwoty. Dlaczego polski owoc, który rósł „tuż za rogiem”, stał się tak drogi? Przecież jako kraj zawsze szczyciliśmy się naszym jabłkiem grójeckim, które rośnie niespełna 50 kilometrów od Warszawy. Zapytaliśmy o to prezesa sadowników. Odpowiedź to… mieszanka polityki, przymrozków i gospodarczych paradoksów.

Banany dwa razy tańsze od jabłek

Nasza metodologia była prosta: wędrówka i obserwacja.

W supermarketach było taniej (4-6 zł), ale tam królują owoce mniejsze, przechowywane przez wiele czasu w przemysłowych warunkach. Jak udało nam się ustalić, przeciętna cena za kilogram jabłek w hurcie na Broniszach to ok. 3,5 złotych za kilogram. Więc przebitka w stosunku market/hurt jest niewielka.

Według portalu dlahandlu.pl średnia cena jabłek w sieciach handlowych nie różni się w zależności od lokalizacji - czy wchodzimy do dyskontu w woj. świętokrzyskim, czy woj. mazowieckim - nie ma to większego znaczenia. Według ich wyliczeń za marketowe jabłko damy od 3,99 zł/kg do 7,99 zł/kg.

Na straganach i w osiedlowych warzywniakach ceny najtańszych jabłek sięgały ok. 8 zł/kg i więcej. Na bazarkach musiałam wierzyć handlarzom na słowo, co do pochodzenia „Grójeckiego”, ale jabłka faktycznie wydawały się większe i miały bardziej intensywne kolory. Smak, w moim subiektywnym odczuciu, dużo lepszy niż tych z marketu. Ale na bazarze oraz w warzywniaku cenę mamy też dwa razy wyższą: za topowe, popularne gatunki np. Ligol, Delikates czy Lobo płacimy od 6 do 10 złotych za kilogram. Średnio około 8 złotych za… 4 jabłka, bo tyle wychodzi, jeżeli weźmiemy kilogram bardziej dorodnych okazów.

Szokujące było jedno: banany, pomiędzy którymi leżą nasze jabłka, są dziś towarem niskobudżetowym. Kosztują około 4 złote za kilogram. To pierwszy sygnał, że z krajowym rynkiem jest coś nie tak.

Prezes Sadowników: „Sieci sprzedają poniżej kosztów”

Gdzie tkwi przyczyna tej dysproporcji? Pytamy u źródła. Odpowiedź Mirosława Maliszewskiego, prezesa Związku Sadowników RP, jest bezlitosna dla wielkiego handlu. 

- Niższe ceny w sieciach handlowych w stosunku do tych, które obserwujemy na bazarach wynikają z dominacji tych pierwszych, zmuszając dostawców do sprzedaży często poniżej kosztów wyprodukowania - tłumaczy prezes Maliszewski.

Wyjaśnia, że stragany to często pośrednicy lub sami sadownicy, którzy nie są w stanie konkurować ceną z siłą rynkową sieciówek. To tłumaczy wyższą cenę, ale nie do końca wyjaśnia, czemu jest ona aż tak wysoka.

Polityka i przymrozki. Recepta na drożyznę

Prezes Maliszewski wskazuje dwa kluczowe problemy:

  • Pierwszy to przyroda: „w tym roku wystąpiły przymrozki wiosenne, które zredukowały plonowanie”.
  • Drugi, znacznie poważniejszy, to kryzys kadrowy. „Największym problemem, przed jakim stoją dziś gospodarstwa, to brak rąk do pracy” – mówi.

I tu pada jego komentarz polityczny: „Sezonowo do tej pory pracowali głównie Ukraińcy, ale od czasu wybuchu wojny ich przyjazd (zwłaszcza mężczyzn) jest ograniczony. Dodatkowo antyukraińska „nagonka” niektórych środowisk politycznych zniechęca obywateli tego kraju do prac przy zbiorach”. 

Brak rąk do pracy oznacza wyższe koszty produkcji, a te – jak wiadomo – finalnie płaci konsument.

Czy jabłko stanie się produktem premium?

Czy zatem jabłko z polskiego sadu, dotychczasowy symbol dostępności i zdrowia, ma szansę stać się naszym lokalnym, droższym odpowiednikiem awokado? Prezes nie pozostawia złudzeń: „Bez otwarcia naszego rynku pracy dla migrantów zarobkowych grozi nam, że w następnych latach ceny jabłek i innych owoców będą jeszcze wyższe”. 

Nasze warszawskie śledztwo pokazuje, że ta przyszłość może być bliższa, niż się wydaje.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama
Reklama