Reklama
ReklamaBanner

Piotr Wróblewski: Warszawa ma pecha do „dużej polityki”. To nie czas na burmistrzów rządzących światem

- Pamiętam spotkania Rafała Trzaskowskiego z Sadiqiem Khanem, burmistrzem Londynu, wizytę w Paryżu u mer Anne Hildago, która przeprowadza w tym mieście infrastrukturalną rewolucję. Spotykał się też z burmistrzami Budapesztu, Bratysławy czy Pragi. Wydawało się, że z fotela prezydenta Warszawy można zmieniać świat. Rafał Trzaskowski wybrał jednak inną drogę - pisze Piotr Wróblewski, redaktor naczelny Raportu Warszawskiego.
Rafał Trzaskowski rozgląda się za nową pracą. Chce zostać prezydentem Polski.
Rafał Trzaskowski rozgląda się za nową pracą. Chce zostać prezydentem Polski.

Autor: Maciej Gillert / Raport Warszawski

To pech miasta stołecznego, które okazało się zbyt małe (także politycznie), by być niezależnym „mini-państwem”, a zarazem zbyt duże, by wypaść z orbity zainteresowań. To dlatego polityków z ambicjami krajowymi czy międzynarodowymi ciągnie do stolicy. Chcą być radnymi i szybko uciekać do ministerstw. Chcą być prezydentami Warszawy, a potem mały pałac zamienić na ten duży, przy Krakowskim Przedmieściu. Albo zwyczajnie, szukają rozpoznawalności, by trafić choćby do europarlamentu. 

Każdy z tych przykładów już przerabialiśmy. Nazwisk można by wymieniać sporo. Z każdej partii. 

I znowu to przerabiamy. Nie chodzi o to, czy Rafał Trzaskowski jest dobrym kandydatem, czy złym. Śmiem twierdzić, że prawdopodobnie wygra wybory i zostanie kolejnym Prezydentem RP. Wygrał już wewnętrzną walkę z Radosławem Sikorskim. Wcześniej wygrał z rywalami z PIS: Tobiaszem Bocheńskim – w walce o reelekcję w Warszawie, a jeszcze wcześniej z Patrykiem Jakim, który w 2018 roku zasuwał w kampanii samorządowej jak nikt przed nim. 

Trzaskowski przegrał tylko z Dudą, do tego minimalne i w czasie pandemicznej, bardzo dziwnej, kampanii, jako kandydat wymieniony w ostatniej chwili (nie wszyscy pamiętają, że początkowo kandydatem KO była Małgorzata Kidawa-Błońska). Teraz wydaje się, że jest na autostradzie do prezydentury. 

Ale to nie o tym tekst… 

Czy burmistrzowie mogą rządzić światem? 

Dekadę temu, amerykański politolog Benjamin Barber wydał książkę „Gdyby burmistrzowie rządzili światem”. Jej podtytuł brzmi: dysfunkcyjne kraje, rozkwitające miasta. Autor podaje, że to burmistrzowie wiedzą, jak zarządzać, zdecydowanie lepiej niż prezydenci czy premierzy.  

Wskazuje przykłady z całego świata: z miast chińskich, z Nowego Jorku, Londynu czy Wrocławia przekonując, że to właśnie szefowie metropolii wprowadzają faktyczną zmianę. I mają dopilnować, by wszystko działało, jak należy.

„Słuchajcie, naprawię wam kanalizację, jeśli skończycie z tymi kazaniami” – powiedział, cytowany w książce Teddy Kollek, burmistrz Jerozolimy po zjednoczeniu miasta. Takim, praktycznym, stylem rządzenia zjednał sobie zwaśnione grupy etniczne i wyznaniowe. Chodziło o działanie, właśnie zarządzanie, zamiast „politykowania”.

Barber przekonuje, że można by stworzyć pewnego rodzaju Ligę Mistrzów z burmistrzami, którzy wspólnie kształtowali politykę np. klimatyczną. I wydawało się, że Rafał Trzaskowski szedł w tym kierunku. Przynajmniej w 2019 roku. 

Rafał Trzaskowski w Paryżu z mer Anne Hidalgo podpisuje umowę o współpracy między miastami / fot. UM Warszawa

Pamiętam jego spotkania z Sadiqiem Khanem, burmistrzem Londynu, wizytę w Paryżu u Anne Hildago, która przeprowadza w tym mieście infrastrukturalną rewolucję. Spotykał się też z burmistrzami Budapesztu, Bratysławy czy Pragi. Wydawało się, że porozumienie burmistrzów-liderów, w myśli propozycji amerykańskiego politologa, jest możliwe.

To był początek drogi, która wydawała się niezwykle ambitna. Stworzyć z Warszawy lidera zmian, nowoczesne miasto, które będzie wyznaczało trendy. Tak dzieje się, chociażby w miastach Chin, gdzie burmistrzowie są znacznie ważniejsi niż władze centralne. Opowiadał o tym prezydent USA Bill Clinton, który podczas wizyty w jednym mega-mieście niemal nie dostawał pytań od dziennikarzy. Bo wszyscy pytali swojego burmistrza o to, co dla nich ważne. Globalna czy centralna polityka ich nie obchodziła. 

Podobnym przykładem jest Nowy Jork. Burmistrz Michael Bloomberg stał się znany na całym świecie, podobnie jak jego poprzednik Rudy Giuliani. Dla wielu polityków, także światowego formatu, zarządzenie metropolią jest spełnieniem kariery. Wierzą, że mogą dokonywać realnej zmiany. To dlatego wielu włodarzy polskich miast nie chciało iść do krajowej polityki. Woleli działać na miejscu, otwierać nowe linie tramwajowe, budować szpitale, szkoły czy drogi. Wprowadzać zieloną transformację i poprawiać jakość życia w mieście.

Niestety dla stolicy, Rafał Trzaskowski zadecydował inaczej. Chce iść do „dużej polityki”, sprawy samorządowe zostawiając dla kogoś innego. Dla nas, mieszkańców, przykre jest to, że kolejni prezydenci Warszawy – wybrani przecież w powszechnych wyborach – uważają to stanowisko jedynie jako trampolinę do „dużej polityki”. Warszawa potrzebuje gospodarza na pełen etat, który uzna, że zarządzanie ogromną, wspaniałą i ciągle rozwijającą się metropolią jest zadaniem priorytetowym i inna praca go nie interesuje.  

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama