Reklama

Janusz Maksymowicz ps. „Janosz”: Najpierw był niesamowity etuzjazm, a później głód

„W ciągu 63 dni - każdy dzień był inny. W pierwszych dniach była euforia, że możemy chodzić z polskimi flagami. To był niesamowity entuzjazm. A później były wszystkie trudy, związane też z głodem” – wspomina w rozmowie z Raportem Warszawskim Janusz Maksymowicz ps. „Janosz”. W tym roku przypada 81. rocznica Powstania Warszawskiego. Chociaż już niewiele osób może pamiętać tamte dni, to stolica wciąż oddaje hołd uczestnikom zrywu.
Janusz Maksymowicz ps. „Janosz”: Najpierw był niesamowity etuzjazm, a później głód
Janusz Maksymowicz

Autor: Beata Sylwestrzak

Źródło: Raport Warszawski

Powstanie Warszawskie rozpoczęło się 1 sierpnia 1944 roku o godz. 17:00, tzw. godzinie „W” z rozkazu dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”. Celem było wyzwolenie miasta spod okupacji niemieckiej przed wejściem Armii Czerwonej. Armia Krajowa oraz władze Polskiego Państwa Podziemnego planowały ujawnić się i przedstawić się wobec Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (powstałego w Lublinie i zależnego od Stalina) jako gospodarz, tj. jedyna legalna władza niepodległej Rzeczypospolitej. 

Z szacunków wynika, że codziennie powstańcze wojsko liczyło od 25 tys. do 28 tys. osób. Mimo wielkich strat w szeregi wstępowali wciąż nowi ochotnicy. Większość powstańców pochodziła z Armii Krajowej. Do walk dołączali też członkowie innych niepodległościowych formacji zbrojnych, w tym Narodowych Sił Zbrojnych, Polskiej Armii Ludowej, a także nieliczni przedstawiciele Żydowskiej Organizacji Bojowej.  

Według planów powstanie miało trwać kilka dni, ale zajęło 63 dni, upadłszy 3 października 1944 r. W czasie walk zginęło około. 16-18 tys. żołnierzy AK i ok. 150-180 tys. cywilów. Wkrótce Niemcy doszczętnie zniszczyli Warszawę. 

Jeszcze przed uroczystościami 81. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego rozmawialiśmy z Januszem Maksymowiczem o jego doświadczeniu i wspomnieniach z tamtego okresu. 

Historia kombatanta

Janusz Maksymowicz urodził się 27 października 1927 r., chociaż w oficjalnym życiorysie podaje rok 1930. W czasie niemieckiej okupacji chodził do szkoły powszechnej (dziś podstawowej). Wraz z rodzicami do początku 1943 r. mieszkał przy ul. Jezuickiej 4 w Warszawie. 

Wraz z ojcem, Józefem udzielał się w konspiracji niepodległościowej organizowanej przez Armię Krajową. Jego zadaniem był kolportaż „Biuletynu Informacyjnego” bądź też dostarczanie paczek. Później został członkiem kompanii Szturmowej P-20 w strukturach Zgrupowania „Sosna”. Gdy jego ojciec został aresztowany, zaczął pracować w warsztacie ślusarskim, po czym w firmie chemicznej zajmującej się produkcją świec i pasty do podłóg. Młody Maksymowicz przerwał działalność konspiracyjną po sugestii jednego z kolegów ojca o konieczności zawieszenia takiej aktywności ze względu na prawdopodobieństwo, że był on śledzony.

Maksymowicz w czasie Powstania Warszawskiego udzielał się w walkę na Starym Mieście. Walczył w strukturach kompanii szturmowej P-20 Armii Krajowej, wchodzącej w skład Batalionu „Bug”. Używał wówczas pseudonimu „Janosz”. 26 sierpnia 1944 r. został raniony w obojczyk. Opuścił stolicę razem z ludnością cywilną.

Po przejściu na emeryturę w 1998 roku Maksymowicz włączył się w działalność kombatantów. Przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Koła Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych na Ursynowie. Po czym był też wiceprezesem Mazowieckiego Zarządu Wojewódzkiego ZKRPiBWP. Od 2018 r. pełnił role – prezesa Zarządu Wojewódzkiego i wiceprezesa Zarządu Głównego ZKRPiBWP. 12 grudnia 2019 r. jako wiceprezesa ZKRPiBWP powołano go na członka Rady ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych przy Szefie Urzędu. W grudniu 2020 roku zaczął pełnić obowiązki prezesa Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych. Od kwietnia 2021 r. do czerwca 2023 roku był prezesem ZG ZKRPiBWP.

Janusz Maksymowicz (fot. Beata Sylwestrzak, Raport Warszawski)

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego

Maksymowicz opowiadał naszej redakcji o euforii, jak i o ciężkich chwilach w czasie zrywu. Gdy dołączył do działań powstańczych, był jeszcze nastolatkiem.

Beata Sylwestrzak: Jakie były pierwsze wrażenia z informacji, że dojdzie do powstania?

Janusz Maksymowicz: Był pewien entuzjazm, euforia, bo przecież Armia Krajowa przez cały okres okupacji przygotowywała się do akcji „Burza”. A my młodzi ludzie — nie ukrywaliśmy — czekaliśmy z niecierpliwością. Jak tylko usłyszeliśmy wystrzały artyleryjskie z dział, co oznaczało, że front już jest na przedpolach Warszawy, to czekaliśmy na rozkaz. W końcu ten rozkaz padł. I wstąpiliśmy. 

Jakie były największe trudności podczas powstania?

W okresie powstania były bardzo różne okresy. W pierwszych dniach Armia Krajowa prowadziła działania ofensywne, zdobywając miasto. Jeżeli chodzi o lewobrzeżną Warszawę, to jak wiemy, większość została zdobyta, z wyjątkiem może pewnych strategicznych punktów, które były nie do zdobycia. Nie udało się zdobyć żadnego mostu, żadnego dworca i tych wszystkich miejsc, gdzie były polokowane niemieckie służby bezpieczeństwa — Gestapo, SS, SA, SD. Te punkty były bardzo silnie bronione i bez broni ciężkiej, bez broni pancernej było to niemożliwe. 

A później z powodów politycznych front został zatrzymany na skutek „zmowy jałtańskiej”. Niemcy w celu stłumienia powstania musieli ściągnąć z frontu część swoich dywizji – wraz z pełnym ciężkim uzbrojeniem.

W ciągu 63 dni — każdy dzień był inny. W pierwszych dniach była euforia, że możemy chodzić, że były polskie flagi. To był niesamowity entuzjazm. A później były wszystkie trudy, związane też z głodem.

Jak mieszkańcy radzili sobie z głodem i innymi trudnościami? 

Trzeba było sobie radzić. My mieliśmy nieco lepszą sytuację, przynajmniej na początku, bo w każdym oddziale był zespół żołnierzy, który zajmował się zaopatrzeniem. Więc dopóki było to możliwe, korzystaliśmy z niemieckich magazynów żywnościowych, browarów – zdobywano zboże, a później łapano nawet gołębie i konie – wszystko, co się ruszało. 

Aż przyszedł okres, kiedy już niestety zawitał głód i nasze łaknienie. Boże mój, chleba – „chleba naszego powszedniego”. Dlatego ja do dzisiaj, mimo że minęło 80 lat — kromki chleba, które się zeschną, nie wyrzucam, ale daję do mikrofalówki, aczkolwiek ten chleb już naprawdę nie jest drogi i tutaj nie ma takiego problemu związanego z głodem.

Jak wyglądała organizacja oddziału? Jaką pan pełnił funkcję?

Ja byłem strzelcem, a później zostałem awansowany za udany atak na czołg niemiecki, który w trójkę zniszczyliśmy. Dostałem po raz pierwszy w życiu pierwszą belkę. I to sprawiło mi największą radość, bo jako młodemu chłopakowi trafiła mi się już ta pierwsza belka. 

Trzeba było sobie radzić. Między pierwszymi dniami a końcem powstania były tak różne sytuacje, że w dwóch słowach nie da się tego opowiedzieć.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama