W poniedziałkowy poranek, 29 lipca przy Alejach Jerozolimskich 237 znów pojawił się fotoradar, który wcześniej ktoś roztrzaskał siekierą. Tym razem jednak jego powrót był tylko formalnością.
– Fotoradar był zamontowany tylko na chwilę, bo działanie po naprawie jest wymagane w związku z polisą ubezpieczeniową. Sprawdziliśmy, że działa, i został zdemontowany do czasu, aż zapewnimy monitoring – wyjaśnia Wojciech Król, rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.
Trzy zniszczenia, dziesiątki tysięcy strat. „Ktoś tu ma osobiste porachunki”
To już trzeci akt dramatu tego urządzenia. Najpierw lutowy atak, potem kwietniowy – gdy nieznany sprawca w nocy uderzył w niego siekierą. Za każdym razem naprawa kosztowała dziesiątki tysięcy złotych.
– Fotoradar włączyliśmy w czwartek o godz. 13, a został zniszczony powownie w piątek, ok. godz. 23, za pomocą siekiery – relacjonował Król po ostatnim incydencie.
Urządzenie, które miało uspokoić ruch, szybko stało się symbolem wojny między kierowcami a systemem mandatów. W grudniu 2024 r. zarejestrował blisko 8 tys. wykroczeń. Gdy padł po raz pierwszy, miał na koncie rekordowe 12,5 tys. zdjęć.
Monitoring w końcu powstanie? „Decyzja zapadła, ale terminów nie ma”
GITD zapewnia, że fotoradar wróci na stałe – ale dopiero wtedy, gdy będzie chroniony.
– Decyzja co do monitoringu zapadła, teraz jest kwestia wybrania najlepszej oferty. Nie mogę jeszcze powiedzieć, czy to będzie w sierpniu, czy we wrześniu – przyznaje rzecznik.
Tymczasem wśród kierowców krążą żarty: – Jak wróci bez monitoringu, to zaraz znajdzie się kolejny ochotnik z siekierą.
Warszawa vs. szybcy kierowcy. Samorząd chce przejąć fotoradary
Problem przekraczania prędkości w stolicy nie znika. Prezydent Rafał Trzaskowski od miesięcy zapowiada, że samorządy powinny odzyskać kontrolę nad fotoradarami. Na razie jednak „fotoradar-rekordzista” wciąż czeka na swoją ostatnią szansę.
Napisz komentarz
Komentarze