Na warszawskich Siekierkach znajdują się porzucone, zdziczałe ogródki działkowe, których właściciele zostali wywłaszczeni w czasie budowy mostu Siekierkowskiego. Dziś możemy trafić tam idąc wzdłuż tej budowli. Choć wejście na działkę o powierzchni 3,6 hektara łatwo przegapić, gdyż w okolicy na próżno szukać drogowskazów.
Kiedy już tam trafimy, naszym oczom ukaże się pierwsza w Warszawie farma spółdzielcza. Tworzą ją członkowie spółdzielni MOST, którzy spotykają się tam regularnie, by wspólnymi siłami walczyć z inwazyjną nawłocią kanadyjską, a także hodować jabłka, mirabelki czy orzechy włoskie. Sam teren nie jest zagrodzony, a po dawnych ogródkach działkowych zostały tam tylko owocowe drzewa. Od znajdujących się za płotem ROD-ów miejsce to różni też fakt, że skorzystać z niego może każdy.
- W styczniu 2024 roku wydzierżawiliśmy ten teren od miasta, ale działamy od ponad roku. Zaczęło się od dyskusji na temat tego, jak ma wyglądać ta farma i spółdzielnia. Istotne było to, że w tym przypadku zastosowaliśmy coś, co nazywam odwróconym modelem rynkowym. Zamiast zastanawiać się, jaki mamy produkt i kto go kupi, to zadaliśmy pytanie kandydatom do dołączenia do spółdzielni, co mogą do niej wnieść. Czyli wyszliśmy od tego, jakie mamy zasoby – mówi Raportowi Warszawskiemu socjolożka Joanna Erbel, jedna z inicjatorek powstania farmy.
Przez kilka miesięcy pracy członkowie spółdzielni zdążyli:
- zbudować zeribę, czyli płot z gałęzi wokół upraw,
- stworzyć polane uprawną,
- postawić szklarnię
- zbudować pompę, abisynkę.
Celem miejskiej farmy jest jednak nie tylko hodowla roślin.
- Dla członków spółdzielni poza dostępem do warzyw i ewentualnym zarobkiem z nich, ważne jest to, by mieć miejsce, do którego można przyjść, gdzie można pobyć i przekształcić ziemię we własny sposób. W Warszawie mamy dużo parków i przestrzeni bioróżnorodnych, w których można odpocząć, ale niewiele jest miejsc, by fizycznie popracować z ziemią – mówi Joanna Erbel.
Spółdzielcza farma zamiast ogródka działkowego?
Jak mówi Joanna Erbel, miejska farma spółdzielcza może być alternatywą dla ogródka działkowego. Zapotrzebowanie na tego typu miejsca w stolicy jest coraz większe, jednak ceny ROD-ów cały czas rosną. Z kolei wpisowe do MOST-u wynosi zaledwie 200 złotych, dodać trzeba do tego jeszcze minimum dwa udziały, których koszt to kolejne 400 złotych.
- Dostęp do ogródków działkowych jest elitarny, są one bardzo drogie i jest ich ograniczona ilość. Trzeba je bezwzględnie chronić, ale także tworzyć nowe przestrzenie, które będą mogły dostarczać nam żywności, a także kontaktu z ziemią – mówi.
W przypadku miejskiej farmy odpowiedzialność za uprawy rozkłada się pomiędzy wszystkich uczestniczących w projekcie ogrodników. To także miejsce, w którym można się wiele nauczyć, gdyż członkowie organizacji mają bardzo różnorodne kompetencje. Dołączenie do MOST-u nie jest jednak takie proste, ponieważ okres kandydacki trwa rok. Dopiero potem kandydaci stają się pełnoprawnymi członkami spółdzielni i mogą głosować w istotnych dla niej sprawach. Jednakże sama farma jest otwarta dla wszystkich.
- Można do nas przyjść w każdą sobotę, bo to jest u nas taki dzień pracy, zazwyczaj od 11 ktoś jest. Można pomóc albo zgłosić chęć przynależenia do spółdzielni – tłumaczy nam Joanna Erbel.
„Praca z ziemią pozwala nam uzyskać kontakt ze sobą”
Spółdzielcza farma ma jeszcze jedną bardzo ważną rolę, która jest istotna szczególnie w dobie trwającej pandemii samotności. Pomaga ona w dbaniu o dobrostan psychiczny poprzez kontakt z naturą oraz tworzenie więzi społecznych pomiędzy miejskimi ogrodnikami.
- Udowodniono, że bakterie glebowe sprawiają, że czujemy się lepiej, ale też sama praca z ziemią uziemia, pozwala nam uzyskać kontakt ze sobą i z rzeczywistością. Kiedy ma się małe sukcesy w uprawie, to jest to dobry punkt wyjścia do tego, żeby uzyskać poczucie sprawczości nad swoim życiem, ale też nauczyć się odpuszczać. Takie przestrzenie, jak nasza farma pomagają przetrwać w tym pełnym bodźców świecie, w którym często występuje złudzenie, że niezależnie gdzie jesteśmy, to jesteśmy niezależnymi jednostkami pływającymi na falach płynnego kapitalizmu, co jest oczywiście nieprawdą. Farma pokazuje też, że siła bierze się z tego, że jesteśmy w grupie. Te różne kompetencje i style życia pokazują, że razem można tworzyć coś wspaniałego. Już teraz zwracają się do nas osoby w kryzysie zdrowia psychicznego z pytaniem, czy mogą przyjść popracować z ziemią – mówi Joanna Erbel.
Czy spółdzielcza farma zostanie w Warszawie?
Progresywne działania w zakresie miejskiego rolnictwa prowadzone są też w Krakowie, który zastanawia się nad stworzeniem spółdzielczej farmy miejskiej, a także we Wrocławiu. Tam spółdzielnia także negocjuje w tej sprawie z miastem. Przyszłość warszawskiej farmy jest obecnie nieznana, gdyż spółdzielnia wydzierżawiła działkę na Siekierkach jedynie na trzy lata. Na dłuższy okres nie pozwoliły problemy własnościowe terenu. Joanna Erbel jest jednak dobrej myśli i ma nadzieję, że uda się dojść do porozumienia z miastem. Nie wyklucza także, że w przyszłości w stolicy powstaną kolejne podobne miejsca.
- Mam nadzieję, że temat polityki żywnościowej wejdzie jako ważny temat na agendę polityczną. Warszawa jest duża, a na te nasze Siekierki nie wszystkim jest blisko. Mamy w tej sprawie obiecaną rozmowę z prezydentem Rafałem Trzaskowskim, który mówi, że to ważny dla niego temat. Liczę na to, że ten projekt będzie rozwijał się w stolicy – mówi nam Joanna Erbel.
Napisz komentarz
Komentarze