Przed zamkniętą bramą zebrało się około kilkadziesiąt osób. To głównie kupcy, Wietnamczycy, którzy od 5 maja nie mogli wejść do środka. W środę chwilę po godz. 10:30 decyzją Sądu Rejonowego otwarto bramę przed halą targową przy ul. Modlińskiej 6D w Warszawie, by handlarze wcześniej tam pracujący mogli kontynuować swoją działalność.
Na targowisko weszły jedynie osoby wybrane przez komornika sądowego. Policja pilnowała, by nikt poza osobami wyznaczonymi nie wszedł na obszar targowiska. Przedsiębiorcy nie mogli jeszcze wrócić do swoich stanowisk pracy. Część kupców pracująca tam wcześniej czekała przed bramą na dalszy rozwój wydarzeń.
Nad bezpieczeństwem i przebiegiem realizacji decyzji sądowej czuwała policja. Prawnik dr Mateusz Mickiewicz, reprezentujący część kupców, powiedział nam, że „Sąd Rejonowy dla miasta stołecznego Warszawy podzielił stanowisko” przedsiębiorców i „nakazał przywrócić posiadanie” kupcom ich stanowisk.
Dalsza część artykułu pod wideo:
Realizacja postanowienia sądu
- My cały czas dążymy do tego, żeby w sposób polubowny rozwiązać ten spór, który rzeczywiście istnieje od stycznia tego roku, gdzie dochodzi do próby faktycznego przejęcia obiektu, do próby wymuszenia na moich mocodawcach podwyższenia wartości czynszu miesięcznego o 20 procent, co w skali miesiąca wyniesie około 200 000 zł, czyniąc to przedsięwzięcie nierynkowym – powiedział dziennikarzom dr Mateusz Mickiewicz.
Radca prawny w rozmowie z Raportem Warszawskim powiedział, że handlarze, z którymi on rozmawia, „twierdzą, że mają prawo prowadzenia w tej nieruchomości działalności gospodarczej”. Zwrócił też uwagę na „nieuprawniony charakter działań, które były podjęte w odniesieniu do nich”.
- Sąd Rejonowy dla miasta stołecznego Warszawy podzielił to stanowisko i nakazał przywrócić posiadanie moim mocodawcom – wskazał prawnik.

Straty przedsiębiorców
Raport Warszawski próbował rozmawiać z handlarzami pochodzenia wietnamskiego, ale nie chcieli się wypowiadać. Komentarza udzieliła nam pani Ewa, która zajmowała się sprzedażą ubrań przy Modlińskiej od listopada 2024 roku, współpracując z dwiema innymi kobietami.
- Chciałabym wrócić. Jakby nie patrzeć, to jest moje jedyne źródło dochodu, które z dnia na dzień mi odebrano. Nie mam żadnego wsparcia – powiedziała pani Ewa w rozmowie z Raportem Warszawskim.
Wyjaśniała też, że „to nie ma znaczenia, czy ktoś był z Marywilskiej”, bo przy Modlińskiej wszyscy tworzyli nową społeczność. - Wszyscy się razem zaprzyjaźniliśmy. I to jest bardzo przykre, że ktoś po prostu brutalnie nam to odbiera – zaznaczyła przedsiębiorczyni.
Wskazała też na skutki odebrania jej miejsca na targowisku.
- Ja nawet nie mam z czego ZUS-u zapłacić. (…) Cały czas bije się z myślami, co dalej robić. Jeszcze trzeba wziąć pod uwagę, że sezon się kończy. Za chwilę będą wyprzedaże. A my nie mieliśmy sezonu, bo nam to odebrano – wyjaśniała.

Kupcy nękani przez Czeczenów
Jak opowiadała, w styczniu br. po raz pierwszy wyłączono im prąd.
- Nagle zarządca sobie wymyślił, że jednak za mało mu płacimy i chce więcej. I systematycznie utrudniał nam życie. Wyłączył prąd, więc zakupiliśmy agregaty i ciągnęliśmy prąd z agregatów. Później zarządca zatrudnił Czeczeńców, którzy chodzili i straszyli ludzi na hali.
Jak wyjaśniała, Czeczeńcy nachodzili przedsiębiorców od stycznia „falowo”.
- Pojawiali się i znikali. Była chwila ciszy i później znowu coś nam robili. Teraz przy każdych drzwiach ewakuacyjnych jest wysypany piach, żebyśmy nie mogli otworzyć drzwi. Proszę pamiętać o tym, że tam są ludzie w środku, którzy pilnują naszego dobytku, którym Czeczeńcy gazem po oczach dają – podkreśliła pani Ewa w rozmowie z nami.

Stanowisko zarządcy targowiska
Do sprawy odniosło się też biuro prasowe spółki Mirtan, zarządcy hali przy Modlińskiej.
- Dziś po godz. 10:30 miało miejsce nielegalne wejście na teren Centrum Handlowego Modlińska 6D kupców, którzy nie uzyskali decyzji o sądowym zabezpieczeniu swojego pozwu. W asyście komornika – Michała Leszczyńskiego, mimo obowiązującej decyzji Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o zamknięciu hali, podjęto próbę wejścia do zamkniętego obiektu – napisano na początku komunikatu.
Dodano, że „komornik nielegalnie wpuścił na teren hali ponad 20 kupców, wykorzystując luki prawne. Kupcy, w asyście policji i komornika, zostali wpuszczeni do jednego z boksów, mimo nieobecności jego właściciela, na podstawie decyzji komorniczej”.
– To skandal! Takie działanie budzi nasz sprzeciw. Będziemy składać w tej sprawie odpowiednie zawiadomienia w procedurze karnej i dyscyplinarnej w związku z działaniami podjętymi przez Pana Leszczyńskiego. Jesteśmy w sytuacji, w której dwie różne władze wydały wzajemnie sprzeczne decyzje. Kupcy nie mogą prowadzić handlu w wyłączonej z użytku hali. Wykonujemy polecenie władz administracyjnych, które zostało wydane jako pierwsze – powiedział Sebastian Bogusz, przedstawiciel zarządcy hali, cytowany w komunikacie.
Jak przekazano, „przedstawiciel zarządcy hali złożył wniosek o wyłączenie komornika z prowadzenia sprawy egzekucyjnej”. Posądza go o stronniczość.
– Hala pozostaje zamknięta na mocy decyzji nadzoru budowlanego i obowiązek jej wykonania nie podlega dyskusji. Zabezpieczyliśmy cały towar, a kupcy mają pełną możliwość jego odbioru – wyjaśniał Bogusz.
W komunikacie przypomniano też, że 5 maja „obiekt został oficjalnie wyłączony z użytkowania” w związku z decyzją o zamknięciu obiektu wydaną 16 kwietnia 2025 r. przez Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Wskazano też na utrzymanie w mocy wcześniejszego postanowienia Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego.
.jpg)
Wsparcie dla kupców
Na miejscu pojawił się także Piotr Ikonowicz, aby wspierać przedsiębiorców. - Plan jest prosty. Wykonać wyrok sądu – podkreślił Ikonowicz w rozmowie z dziennikarzami.
Polityk został zapytany m.in. o ryzyko eskalacji sporu.
- Jeżeli obywatele Federacji Rosyjskiej zaczną bić policję i nie będzie zdecydowanej reakcji, to my się wszyscy bardzo zdziwimy – odpowiedział, odnosząc się do ewentualnego ryzyka oporu na obszarze targowiska. Ikonowicz powiedział nam też, że kupcy przez wiele miesięcy byli pozostawieni sami sobie.
- Kupcy stracili dużo na pożarze (chodzi o pożar Marywilskiej 44, do którego doszło rok temu – red.). Potem chciano im zwiększyć czynsze, a już się nie da z kamienia wycisnąć. No i ktoś musi pomagać tym ludziom – dodał.
W środę nie doszło więc do porozumienia stron. Sprawa przedsiębiorców wciąż pozostaje nierozwiązana. Nie wiadomo, czy będą mogli wrócić do prowadzenia swoich biznesów.
