Reklama

Ostatni rejs Gassy-Karczew. Czy to koniec promu na Wiśle?

Po 11 latach na wysokości Otwocka i Konstancina-Jeziorny, nieopodal Warszawy zamilkł charakterystyczny pomruk holowników. Ostatni samochodowy prom na środkowej Wiśle – łączący brzegi w Gassach i Karczewie – kończy działalność. Jego właściciel, zmęczony walką z naturą i systemem, odchodzi na emeryturę. Czy ktoś przejmie od niego tę drogocenną dla mieszkańców przeprawę?
Ostatni rejs Gassy-Karczew. Czy to koniec promu na Wiśle?
Prom Gassy-Karczew ostatniego dnia działalności.

Źródło: WOPR Piaseczno

Niski stan wody, zniszczone holowniki, zaniedbana infrastruktura rzeczna, pandemia i… nowy most. Tak właściciel tłumaczy decyzję o zamknięciu kultowej przeprawy. Mimo że samorządy deklarują chęć pomocy, nikt nie chce przejąć odpowiedzialności za dalsze funkcjonowanie promu. Jego przyszłość wisi na włosku.

„Spadek klienteli to nie aura, lecz most 10 km na północ”

Decyzja o zawieszeniu działalności nie była nagła. Właściciel, Dariusz Jopowicz, sygnalizował problemy samorządom od miesięcy. Jednak w oficjalnym komunikacie pożegnalnym napisano tylko krótko: uprzejmie informujemy, że prom Gassy-Karczew po 11 latach pływania dnia 20.09.2025 kończy swoją działalność. Dziękujemy wszystkim sympatykom.

Mieszkańcy od dawna obserwowali stopniowy zanik ruchu na promach rzecznych, wywołany poszerzeniem oferty infrastruktury drogowej. Pod koniec 2020 roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad otworzyła Most Południowy, a nie dalej jak rok później kierowcy mogli skorzystać z całej Południowej Obwodnicy Warszawy. 

Jeden z mieszkańców wskazuje to jako wyraźną przyczynę: „Spadek klienteli promu to bynajmniej nie efekt aury, lecz uruchomienia m.in. Mostu Południowego, który znajduje się jedynie 10 kilometrów na północ od przeprawy. Również osobiście dostrzegłem to zjawisko... zanim odpalili POW wraz z mostem, bywało, że na prom stało się autem w kolejce, natomiast ostatnio mój samochód przeprawiał się nim samotnie”.

Walka z Wisłą, której nikt nie pielęgnuje

Prawdziwy powód zamknięcia jest jednak bardziej złożony. To nie tylko ekonomia, ale też wyczerpanie 70-letniego już właściciela i techniczna porażka w nierównej walce z dziką, zaniedbaną rzeką.

- Mam 70 lat i chciałbym odpocząć. Na emeryturę przejść – mówi nam Dariusz Jopowicz, właściciel firmy Transeko. Jego opowieść to historia heroicznych, samotnych zmagań. Już od 2009 roku przygotowywał pozwolenia, infrastrukturę i promy, aby móc w 2014 otworzyć przeprawę, która cieszyła się, jeszcze przed pandemią, ogromną popularnością. Teraz niski stan Wisły i jej infrastruktury bardzo ograniczał możliwości promów.

- Przy ekstremalnie niskim poziomie wody te wjazdy na prom są strome. Część kierowców po prostu rezygnuje, bo boją się, że sobie samochód mogą uszkodzić – tłumaczy.

Jego załoga nie tylko przewoziła, ale i pogłębiała własnoręcznie wykonany tor. - Jak nam zasypywało drogę tutaj między ostrogami, to odczepialiśmy holownik i żeśmy tę Wisłę orali. Robiliśmy coś w rodzaju kanału, który pogłębialiśmy. Tylko to wszystko są koszty, bo holownik pali 4-5 razy tyle paliwa co prom – podkreśla właściciel.

Wszystkie cztery holowniki są teraz niesprawne, a ostatni incydent – gdy prom utknął na środku zasypanego koryta – był kropką nad i. - Sprzęt jest do pływania po wodzie, a nie do jeżdżenia po piachu – komentuje z goryczą Jopowicz.

Kto to przejmie? Każdy chce, ale nie ma kto finansować

Właściciel nie składa jednak broni do końca. Jeszcze w zeszłym roku wystąpił z oficjalną prośbą o pomoc do marszałka województwa mazowieckiego, Adama Struzika. - Wystąpiłem z propozycją jakiejś współpracy i ewentualnie przejęcia przez samorząd tej przeprawy. W Polsce najwięcej przepraw promowych jest w zarządach wojewódzkich albo powiatowych zarządach dróg – opowiada właściciel promu.

Na swoje pismo nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. Mimo że lokalni burmistrzowie deklarują wsparcie, a prom jest postrzegany jako „ważna atrakcja turystyczna na Urzeczu” – jak pisze Piaseczyński WOPR – to nikt nie chce przejąć na siebie ciężaru finansowania i remontu zniszczonych przyczółków na Wiśle.

- Ja mogę służyć radą i pomocą. Cały czas szkoliliśmy ludzi, to jest przeszkolona załoga. (…) Gdyby to przejął Mazowiecki Zarząd Dróg, to dla nich to jest kropla w morzu – argumentuje Jopowicz. Pracownicy, którzy są już przeszkoleni, zdaniem właściciela – są gotowi do dalszej pracy. Nowy zarządca promu miały więc nie tylko wsparcie, „know-how”, ale i gotową ekipę do pracy.

Podobny problem dotyka bydgoski prom Flisak, który został uruchomiony w 2023 roku. Tam władze województwa kujawsko-pomorskiego mają pomysł na doinwestowanie połączenia i zamontowanie ruchomych pochylni, które pozwolą na dalsze kursowanie jednostki po Wiśle.

Więcej niż transport. Zawór bezpieczeństwa i atrakcja

Prom w Gassach-Karczewie był ostatnią tak dużą samochodową przeprawą w okolicach Warszawy, zdolną przewozić także ciężarówki. Pełnił rolę strategicznego zaworu bezpieczeństwa. - Zawsze stanowiliśmy taką rezerwę, że jeżeli byłby jakiś wypadek na moście w Górze Kalwarii, to u nas się robił tłok. (…) Byliśmy zaworem bezpieczeństwa – przypomina właściciel.

Jopowicz przypomina też, że na Wiśle brakuje przepraw, a w czasach niepewnych – wywołanych wojną tuż za naszą granicą – promy mogłyby posłużyć jako infrastruktura krytyczna. 

Dla regionu prom Gassy-Karczew był też czymś znacznie więcej. Stał się ikoną, elementem lokalnego krajobrazu i tożsamości. Piaseczyński WOPR żegna go ze smutkiem: „Mamy nadzieję, że dzisiejsze zdjęcie promu w Gassach, nie jest ostatnim, które zrobiliśmy. (…) Prom w Gassach stał się już częścią naszego regionu, to nie tylko środek transportu pomiędzy dwoma brzegami, ale też ważna atrakcja turystyczna”.

Cisza na Wiśle po 11 latach jest tym dotkliwsza, że brzmi jak echo większego problemu – całkowitego porzucenia żeglownej rzeki i jej infrastruktury. Jak podsumowuje Jopowicz: „Pamiętam czasy, gdzie ja z Puław jestem, szkołę średnią w Puławach kończyłem, na Wiśle było biało od żagli. (…) W tamtym momencie jak był bardzo niski poziom wody, to Wisła po prostu robiła się o połowę albo i więcej węższa. Natomiast wytyczony szlak przez te ostrogi był na poziomie jednego metra lub więcej. A teraz? To wszystko wynika z ruiny całej tej infrastruktury”.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama