W czwartek, 24 lipca, na skrzyżowaniu ulic Dziewieckiego i Astronautów, źle zaparkowany samochód spowodował, że karetka nie mogła przejechać przez wąską ulicę. Ratownicy musieli pozostawić ambulans i pieszo dojść do pacjenta z dusznościami.
- Ludzka ignorancja i bezmyślność mogły doprowadzić do tragedii. Ratownicy drogę do pacjenta pokonali pieszo. Po zakończeniu medycznych czynności ratunkowych z pacjentem bezmyślnemu kierowcy zostawili list. Mamy nadzieję, że wywoła on jakieś refleksje u właściciela pojazdu - piszą ratownicy na facebookowej stronie Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego "Meditrans" w Warszawie.
Na szczęście tym razem pacjent nie wymagał hospitalizacji, więc ratownicy nie musieli dodatkowo przeciskać się do karetki z noszami i marnować kluczowy czas w ratowaniu potrzebującego człowieka. Napędzeni frustracją, postanowili zostawić kierowcy list za wycieraczką.

To nie pierwsza taka sytuacja. Problem na wąskich ulicach
Wczorajsza sytuacja została wyjątkowo nagłośniona za sprawą inwencji twórczej ratowników odpowiedzialnych za list dla kierowcy. Podobne sprawy zdarzają się jednak regularnie, m. in. na wąskich uliczkach w centrum Warszawy.
- Apelujemy do wszystkich uczestników ruchu, szczególnie na wąskich ulicach. Mówimy tutaj chociażby o ulicy Hożej w centrum, czy Żurawiej. Tam jest bardzo wąsko. Mamy coraz większe samochody, często nie zaparkujemy ich prawidłowo. Może to spowodować, że wielki wóz strażacki czy ambulans, który też ma swoje rozmiary, nie będzie w stanie dojechać do miejsca danego zdarzenia, gdzie tak naprawdę często liczą się sekundy i one decydują o życiu danej osoby - powiedział nam rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego "Meditrans" w Warszawie Piotr Owczarski.
Nasz rozmówca wyjaśnił też, że czasem to ambulans musi zablokować drogę, lecz wówczas jest to kwestia ratowania ludzkiego życia. Zdarzają się osoby, które nie rozumiejąc tego, niszczą pojazd medyków, utrudniając im pracę i opóźniając pomoc dla pacjenta.
- Nie zawsze udaje się zaparkować pojazd zgodnie z zasadami, jeśli mamy wybierać między tym, czy uratujemy komuś zdrowie lub życie, czy ładnie zaparkujemy ambulans. Ostatnio, po tym jak ratownicy wyszli z mieszkania, okazało się, że ktoś przebił oponę w ambulansie. To spowodowało wyłączenie jednego z dziewięćdziesięciu ambulansów w trzymilionowym obszarze, w którym się opiekujemy. Ambulans został na jakiś czas wyłączony z użytkowania. To są rzeczy, które są bardzo niepokojące - wyjaśnia Piotr Owczarski.
W Gdańsku zespół ratownictwa medycznego pojechał do pacjenta z bezpośrednim zagrożeniem zdrowia i życia. Po wyjściu z mieszkania okazało się, że ktoś nakleił im obraźliwe naklejki na szyby przednie i lusterka. Uniemożliwiło to szybki odjazd, więc oni najpierw musieli te naklejki zedrzeć - przytoczył jeszcze jedną historię rzecznik ratowników medycznych.
Napisz komentarz
Komentarze