Z Bolesławem Sobczyńskim spotykam się pod pomnikiem Jana Kilińskiego. To staromiejski radny, który od dekad jest zaangażowany w życie warszawskiego Starego Miasta. Mówię mu, że chcę porozmawiać o problemach, z jakimi zmaga się Starówka, że chcę, by pokazał mi negatywne aspekty mieszkania w tym miejscu. Odpowiada, że nie będzie to trudne, gdyż tych pozytywnych jest niewiele, a jednak mieszka tam całe życie.
- Jestem tu od urodzenia mojego, czyli też od urodzenia Starego Miasta. Pamiętam jeszcze, jak na ulicy Rycerskiej odbudowywano budynki, były tu wtedy jeszcze ruiny, stały baraki dla budowlańców, a niektóre kamienice były podparte palami – opowiada Bolesław.
Jest on jednym z nielicznych pozostałych na Starym Mieście stałych mieszkańców. Większość w tej części Warszawy to lokatorzy chwilowi, przebywający po kilka dni w wynajętych apartamentach.
- Wiele moich koleżanek i kolegów już tu nie mieszka, ja jestem jednym z niewielu, który tu wytrzymuje, większość się wyprowadza. W mojej kamienicy są stali mieszkańcy jeszcze tylko w trzech mieszkaniach – dodaje.
Czemu tak wiele osób znika ze Starego Miasta? Odpowiedź dla wielu warszawiaków jest pewnie oczywista. W końcu miejsce to, poza niekwestionowanymi walorami historycznymi i architektonicznymi, kojarzy się głównie z tłumami turystów w wąskich ulicach, tandetnymi pamiątkami i jedzeniem rodem z Gubałówki. Można zapomnieć, że podczas bezprecedensowej odbudowy Starówki po wojennych zniszczeniach dla tego fragmentu miasta przewidywano funkcję mieszkaniową. Jednocześnie jednak dokonano jedynej w swoim rodzaju rekonstrukcji terenu zabytkowej zabudowy miejskiej. To przyciąga przyjezdnych na niespotykaną nigdzie indziej w stolicy skalę.
- Tutaj ruch turystyczny jest jak najbardziej wskazany, ale turystów, a nie ludzi, którzy tu przyjeżdżają, żeby się nachlać, szczególnie w nocy – mówi nam Bolesław, który przyczyn „wyludniania” Starego Miasta dopatruje się głównie w coraz częstszych chuligańskich wybrykach.
Bójki, awantury i nieludzkie wrzaski. Tak wygląda codzienność mieszkańców warszawskiej Starówki
Jak tłumaczy radny, hałasy na Starówce są jeszcze bardziej odczuwalne przez strukturę zabudowy. Uliczki przypominają tam wąskie wąwozy, co wzmacnia dźwięki. „Dla mieszkańców to prawdziwa udręka” – mówi. Jednocześnie wskazuje, że dużym problem jest też zachowanie wielu przyjezdnych, szczególnie tych, którzy są już po spożyciu alkoholu.
- Są dwa szczególnie uciążliwe miejsce na Starym Mieście, jedno to całodobowy sklep z alkoholem, a drugie to pijalnia alkoholu z anglojęzyczną nazwą. Tam ciągle są awantury i nieludzkie wrzaski. Poziom hałasu jest niewyobrażalny – mówi Bolesław Sobczyński, który sam mieszka w pobliżu jednego z tych punktów.
„Część imprezowiczów nie chce przepłacać i korzysta parapetowego bufetu przy kamienicach” – mówi radny, wskazując na jeden z parapetów zabytkowego budynku, koło którego przechodzimy. To wiąże się oczywiście ze śmieceniem. Zdarzają się też niebezpieczne incydenty.
- Z piątku na sobotę w ubiegłym tygodniu biło się tu miedzy sobą kilku Ukraińców, trwało to bardzo długo, zadzwoniłem na policję, oni przyjechali, popatrzyli i tyle było z tej interwencji. Później ci agresorzy ganiali się jeszcze z miejscowymi pijaczkami. Dochodziło tu do ciężkich rękoczynów. To dzieje się prawie co noc. Wrzaski też są tu conocne – mówi Bolesław.
A co na to policja? Radny tłumaczy, że nocnych patroli na Starym Mieście nie widuje nigdy, według niego mundurowi przyjeżdżają jedynie na wezwanie, i to nie zawsze. Z kolei straż miejska fatyguje się tylko jeśli grupa awanturników jest mniejsza niż 5 osób, inaczej zostawia sprawę policji.
Rozwiązania tego problemu Bolesław upatruje w nocnym zakazie alkoholu, którego wprowadzenie rozważa Warszawa, a który z powodzeniem działa już w wielu innych polskich miastach. Radny jest pewny, że sprawdziłby się on także na Starówce.
„Hulajpeciarze” i sypiące się mury obronne w Warszawie
Burdy, awantury i hałasy wywoływane przez nieodpowiedzialnych turystów to nie jedyny problem, na jaki zwraca uwagę mieszkaniec Starego Miasta. Pod pomnikiem Kilińskiego wskazuje na stojące na chodniku hulajnogi. Nieopodal Siostry Franciszkanki prowadzą ośrodek dla osób niewidomych.
- To droga do wyprowadzenia niewidomych na przejście dla pieszych przy skrzyżowaniu Kapitulnej i Podwala, często jest ona całkowicie zastawiona przez te elektryczne hulajnogi. Ja byłem kiedyś świadkiem, jak osoba niewidoma wpadła właśnie na tę hulajnogę. To skandaliczna sprawa. Nie mówiąc już o tym, że ci „hulajpeciarze” często tu doprowadzają do wypadków. Tu obok mieszka Pani, która po potrąceniu przez taki pojazd do dziś chodzi o kulach, sprawca zbiegł i nigdy go nie znaleziono – mówi radny i wskazuje, że jego zdaniem obecnie Warszawa nie ma infrastruktury przystosowanej do tego typu pojazdów, dlatego powinno się ich zakazać na wzór Paryża.
Kawałek dalej podchodzimy do odbudowanych po wojnie murów obronnych. Z bliska widać, że gdzieniegdzie brakuje cegieł, są też białe zacieki, które szpecą zabytek. Bolesław przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje w soli. Od lat regularnie jest ona wysypywana w czasie zimy na ośnieżone chodniki w pobliżu konstrukcji.
- Jeszcze z dzieciństwa pamiętam sypanie soli w tym miejscu, to działo się od zawsze, z krótką przerwą w latach 80., kiedy rzeczywiście tego zakazano, potem zaczęło się znowu. Widać, że na cegłach powstają coraz większe zacieki. Przychodzą tu też panowie z myjką ciśnieniową, potem przez nich wypadają cegły. Niedługo znowu tu przyjdą, ale tym razem, by dokleić brakujące cegły. Kto za to zapłaci? Podatnicy – mówi Bolesław.
Później idziemy w stronę rynku. Po drodze radny opowiada o sklepach, których już na Starówce nie ma. „Została tylko gastronomia i pamiątki, a tu był sklep spożywczy, tam mięsny, tutaj były warzywa”. Na rynku zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. „Byłem w wielu europejskich miastach i czegoś takiego nie widziałem. Tych bud z gastronomią ciągle przybywa, te kamienice są praktycznie zasłonięte. Za to ciągle ubywa ławek” – słyszę.
Władze Warszawy zapomniały o mieszkańcach Starego Miasta?
Choć wygląda na to, że władze Warszawy pogodziły się już ze Starówką jako turystyczną enklawą, to Bolesław wciąż ma nadzieję, że coś się zmieni i miasto zadba także o mieszkańców tego rejonu, nie tylko o działających tam przedsiębiorców. Zależy mu przede wszystkim na uporządkowaniu rejestracji najmu krótkoterminowego i lepszym zarządzaniu nieruchomościami, a także usprawnieniu informacji turystycznej. Chciałby również zmiany organizacji ruchu na ulicy Podwale, gdzie stale tworzą się korki, na Starówce wiecznie brakuje też miejsc parkingowych.
- Od wielu lat słyszę o parkingu podziemnym pod placem Teatralnym, jakoś nie widać, by cokolwiek się tam działo. Życie ułatwiłyby nam z pewnością także patrole nocne policji – mówi – słyszałem, że na aparthotel przerobić mają nawet szkołę, do której chodziłem, tu nieopodal – dodaje z żalem.
Napisz komentarz
Komentarze