Grafficiarze nie wytrzymali nawet 12 godzin
Na początku lipca w mediach społecznościowych Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie podzielił się historią lekkomyślności pseudografficiarzy. Zaczęło się od tego, że jeszcze w czerwcu urzędnicy zlecili wyczyszczenie wieżyc wiaduktu mostu Poniatowskiego, które zostały zamalowane przez wandali.
„Zrobiliśmy to mimo tego, że wieżyce mają zostać docelowo wyremontowane — do tych prac zostało trochę czasu, a póki co staramy się, żeby przejście nie wyglądało jak z filmu grozy” - czytamy w komunikacie ZDM-u. Okazuje się, że pseudigrafficiarze wytrzymali mniej niż 12 godzin, zanim znowu nie pomalowali ścian wieżyc. Oczywiście całość zostanie usunięta, a koszty tego działania wyniosą ponad 52 tys. złotych — za co zapłacimy my wszyscy.
Casus mostu Poniatowskiego nie jest odosobniony. Miesiąc temu pisaliśmy o Domku Mauretańskim, zabytku pomazanym pseudograffiti, którego naprawa może kosztować Mokotów nawet pół miliona złotych. O problemach śródmiejskich kamienic wie obecnie niemalże każdy. Niestety, okazuje się, że miejskie instytucje na likwidacje tego typu malunków wydają rocznie miliony złotych.
Koszty napraw idą w miliony
Ze skutkami nielegalnych pseudograffiti radzić sobie muszą głównie Zarząd Oczyszczania Miasta (ZOM) oraz wspomniany ZDM. Trudno jednak podać dokładną sumę, jaka jest wydawana w związku z likwidacją wszelakich bohomazów. Ponieważ te działania wpisują się w ogólne prace utrzymaniowe. Tak jest w przypadku ZOM-u, który walczy z pseudograffiti głównie na wiatach przystankowych oraz śmietnikach.
I tak tylko do połowy 2025 roku ZOM zdążył już wydać ponad 41,6 tys. złotych, usuwając pseudograffiti z 616 koszy. W przypadku wiat przystankowych dysponujemy jedynie przybliżonymi kosztami za 100 m kw., i są to kolejno 7,66 zł netto w okresie letnim oraz 10,87 zł w okresie zimowym.
- Jedyne dostępne dane sumaryczne, to te, które podaliśmy odnośnie do koszy. Na prace usuwania bazgrołów ze śmietników mamy osobną umowę, stąd możliwość dokładnego wyliczenia. Na przystankach wykonawcy są zobowiązani wykonać szereg czynności porządkowych — od zamiecenia chodnika, po wyczyszczenie wiaty z nielegalnych ogłoszeń czy bazgrołów — wyjaśnia Zofia Kłyk, rzecznik prasowy ZOM-u.
Firmy zewnętrze zajmują się ok. 1,6 tys. wiat przystankowych, z kolei pod pieczą ZOM-u jest 4,5 tys.
Dużo prościej jest w przypadku ZDM-u, który jak najbardziej prowadzi dokładną listę kosztów. I tak w 2024 roku za czyszczenie obiektów inżynierskich i ekranów z pseudograffiti przyszło im zapłacić niemal... 1,5 mln złotych! Do posprzątania mieli aż 10,7 tys. m kw.
Warto nadmienić, że miejskie instytucje są utrzymywane z płaconych przez nas podatków. Tym samym na naprawę zniszczeń wyrządzonych przez wandali i ich pseudograffiti, łożyć musimy wszyscy.
Istnieją legalne sposoby
Legalne graffiti dla niektórych może brzmieć jak oksymoron. Wszak sama idea malowania sprayem wywodzi się z młodzieżowego buntu przeciwko systemowi i skostniałej naturze miasta. Jednak od wielu lat spojrzenie na graffiti, zarówno wśród malarzy, jak i mieszkańców, a nawet urzędników, ulega zmianie. Teraz grafficiarze są artystami, a ich malunki to nie tylko bazgroły, ale i dzieła sztuki. M. in. z tego powodu kilka lat temu warszawski Zarząd Dróg Miejskich wyszedł z inicjatywą pt. „Miejsca Free Graffiti”.
Miasto oficjalnie i legalnie udostępnia grafficiarzom przestrzeń, na której mogą wyżyć się artystycznie. Przez lata dodawano do tej listy kolejne miejsca. Uruchomiono nawet specjalną mapę, z zaznaczonymi miejscami free graffiti.
Napisz komentarz
Komentarze