Kilka dni temu opisywaliśmy nietypowe plany spółdzielni Gocław-Lotnisko. Podpisała ona porozumienie z deweloperem, by wykupić grunty pod blokami (obecnie należą do miasta), a potem uruchomić budowę nowego bloku. Planom sprzeciwiali się mieszkańcy, którzy boją się zabudowy jedynego w okolicy większego zielonego terenu.
Prezes spółdzielni Janusz Sienkiewicz mówił nam wtedy, że to „dla dobra mieszkańców”. Chce załatwić sprawę własności gruntów, których od lat nie udało się wykupić. Problematyczna była kwota, ponieważ ogromny teren kosztowałby spółdzielców nawet ponad 51 mln zł. Jego zdaniem deweloper pomógłby uzyskać w mieście bonifikatę. W zamian zostałby generalnym wykonawcą nowego bloku, który zmieściłby się na odzyskanej działce.
Mieszkańcy protestują. Radni ich wspierają. „Nie” dla zabudowy
Zgodę na potencjalną zabudowę musieli najpierw wyrazić spółdzielcy (wszystkich członków jest ponad 10 tys.), a potem miasto. Sprawa była szeroko komentowana na internetowych forach, a także podczas walnych zgromadzeń, które rozdzielono na kilka lokalizacji, z racji wielkości spółdzielni. Mieszkańcy mówili o „patodeweloperce” i alarmowali, że stracą jedyny zielony teren.
Poparli ich dzielnicowi radni. We wtorek, podczas sesji, wszystkie trzy kluby, jednogłośnie przyjęły stanowisko w sprawie „obrony terenów rekreacyjnych przy Parku nad Balatonem”.
- To stanowisko wzmacnia głos mieszkańców – mówi nam Michał Wieremiejczyk, wiceprzewodniczący rady dzielnicy z Koalicji Obywatelskiej. – To ponad stutysięczne osiedle potrzebuje „zielonych płuc”. Chcemy zachowania tych terenów, które w okresie letnim są chętnie wykorzystywane do celów rekreacyjnych. Mieszkańcy nie wyobrażają sobie, żeby ktoś to miejsce przejął czy im zabrał – dodaje.
Tłumaczy, że choć widzi możliwość poprawy wyglądu okolicy, to sprzeciwia się nowej zabudowie. Podobne stanowisko mają inni radni.
- Z radnym Janem Mencwelem złożyliśmy wniosek o rozpoczęcie procedury planistycznej dla jeziorka Balaton, parku i wspomnianej działki – mówi nam Robert Migas, dzielnicowy radny Miasto Jest Nasze. Jak przyznaje, jego klub też poparł wspomniane stanowisko.
Optymalnym rozwiązaniem, jak słyszymy, byłby podział działki. Spółdzielnia mogłaby otrzymać grunty przy swoich blokach, a pozostałym terenem – w tym rekreacyjnym – jego zdaniem powinno zarządzać miasto.
Podobne zdanie ma zarząd dzielnicy Praga-Południe. Na wtorkowej sesji burmistrz Tomasz Kucharski jasno zaznaczył, że miasto nie ma w planach zabudowy tego miejsca. Również złożył wniosek o rozpoczęcie tworzenia planu miejscowego, z zaznaczeniem, że tereny nad Balatonem powinny być wolne od nowej zabudowy.
- Na wczorajszej sesji padła deklaracja ze strony zarządu dzielnicy. Nie ma żadnych planów miasta dotyczących zabudowy tego terenu – tłumaczy Wieremiejczyk.