68% drożej w pięć lat. Jak stolica wyceniła marzenia o własnym M?
Warszawski rynek mieszkaniowy od lat gra na nosie swoim mieszkańcom. Wystarczyło pięć lat, by metr kwadratowy w stolicy podskoczył o 68%, zamieniając marzenia o własnych czterech kątach w luksus, na który stać tylko nielicznych.
Dziś przeciętna pensja warszawiaka pozwala kupić zaledwie 0,62 m² nowego mieszkania – tyle, co zajmuje w pokoju większa lodówka. Dane układają się w gorzką opowieść o mieście, które przestało być dla tych, którzy je tworzą.
Pensje w biegu, ceny uciekają na sprincie...
W 2020 roku warszawskie mieszkania kosztowały średnio 10 625 zł/m². Dziś cena przekracza już 17 854 zł/m². W tym samym czasie przeciętne wynagrodzenie wzrosło z 7147 zł do 11 117 zł brutto.
Co się nie zgadza w tym równaniu? Totalnie wszystko.
Pięć lat temu za średnią pensję można było kupić 0,67 m². Dziś – ledwie 0,62 m². To nie jest spadek – to wolno tocząca się katastrofa. Każdy kolejny rok pogłębia przepaść między zarobkami a cenami nieruchomości i obrazuje, jak bardzo oderwany od rzeczywistości jest rynek nieruchomości.
– Łączny wzrost cen w gospodarce dla 2021 roku, 2022 roku, 2023 roku, 2024 roku oraz pierwszych czterech miesięcy 2025 r. według danych GUS wyniósł 41%. Nominalne zmiany cenowe ze wszystkich analizowanych rynków były wyraźnie większe, co potwierdza, że nowy metraż podrożał w ujęciu realnym – komentuje Andrzej Prajsnar, ekspert z RynekPierwotny.pl.
Czy to już „chów klatkowy”?
Warszawski rynek pierwotny próbuje się dostosować – na swój sposób. W ciągu ostatniego roku liczba dostępnych mieszkań wzrosła o 38% (do 16 676). Najwięcej inwestycji przybyło na Białołęce (3054 ofert) i Mokotowie (2473 ofert).
Ale to nie znaczy, że mieszkania stały się bardziej dostępne. Deweloperzy masowo stawiają na mniejsze metraże, głównie kawalerki i „M2”, które teoretycznie mają być odpowiedzią na ograniczone możliwości kredytowe kupujących. W praktyce oznacza to jednak, że za te same pieniądze dostajemy coraz mniej – mniejsze pokoje, węższe korytarze, mikrołazienki, czyli całą tę „patodeweloperkę”, którą znamy z opowieści znajomych odwiedzających kraje azjatyckie, gdzie na osobę przypada średnio 15 m². Warszawa zaczyna przypominać te miasta.
– Prawdopodobnie jest to efekt zmian w strukturze ofert samych deweloperów, którzy z potrzebami dostosowali się pod możliwości kredytobiorców – tłumaczą specjaliści z RynekPierwotny.pl.
Miasto dla wybranych. Kogo jeszcze stać na Warszawę?
Warszawa od lat przegrywa walkę o to, by być miastem dla ludzi, a nie tylko dla kapitału. Rosnące koszty budowy, wysokie stopy procentowe i wciąż silny popyt utrzymują ceny na poziomie, który dla większości mieszkańców jest po prostu nieosiągalny.
Co zostaje? Wynajem, który też drożeje w zastraszającym tempie. Albo wyprowadzka – do podwarszawskich miejscowości, gdzie ceny są niższe, ale życie często zamienia się w codzienną podróż w korkach.
Warszawa miała być miejscem, gdzie spełniają się marzenia. Dziś dla wielu stała się miastem, w którym marzenia się wycenia – i okazuje się, że przeciętny warszawiak nie ma już na nie szans.
Napisz komentarz
Komentarze