Reklama

Olimpijskie miasto widmo na Bemowie. Ruiny, odgłosy strzałów i mistrzowie z dawnych lat Legii

Na tyłach Fortu Bema, w dawnych wojskowych budynkach, niegdyś w barwach Legii wychowywali się medaliści olimpijscy w boksie, szermierce, czy podnoszeniu ciężarów. Dziś ul. Waldorffa w dziwny sposób łączy nowe osiedle z ruinami oficerskich willi i schowanym przed światem ośrodkiem sportu, gdzie wciąż trenują bokserzy i sztangiści. Podczas przypadkowego spaceru odkryłem niezwykłe miejsce i wyjątkowych ludzi.
Budynek klubu bokserskiego Legia
Budynek klubu bokserskiego Legia

Autor: Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Fort Bema. Dawny wojskowy teren, dziś zmieniony w zielony obszar, popularny wśród mieszkańców Bemowa. Latem znajomi spotykają się tam na pikniki, urządzają grille, a niektórzy pływają kajakami po fosie. Większość osób dojeżdża tam ul. Obrońców Tobruku, przy której znajdują się duże, nowoczesne osiedla. 

Mało kto zapuszcza się jednak na tyły fortu, gdzie, jak się okazuje, czekają na odkrycie niezwykłe miejsca i postacie. Gdy ja, nieco przypadkiem, tam zabłądziłem, otworzył się przede mną niezwykły, odizolowany od miasta, teren, który wydaje się zapomniany niemal przez wszystkich. Zostali tam jednak prawdziwi mistrzowie.

Awangarda - nowe osiedle pośród niczego

Aby wyjść z terenu fortu na ul. Waldorffa trzeba znaleźć kładkę, która przeprowadzi nas przez fosę. Po tej stronie przywita nas nowe osiedle Awangarda, wybudowane w 2018 roku. Wyjątkowe wydaje się być położenie tych kilku bloków, ponieważ ani w prawo, ani w lewo nie ma tam tak naprawdę nic innego. 

Kręcą się tam pojedynczy ludzie - na parterze działają kawiarnia i przedszkole. Część lokali usługowych wydaje się jednak wciąż niezagospodarowanych. Osiedle także sprawia wrażenie nie w pełni zamieszkałego - w ciepły dzień minąłem tam jedynie kilka osób. Z tego powodu pierwszy punkt mojej nieplanowanej wycieczki wydał mi się dziwny. Poszedłem więc dalej, skręcając w lewo, w stronę ul. Powązkowskiej.

Osiedle Awangarda. Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Tajemnicze budynki WKS Legia i Restauracja Olimpijska

Kilkadziesiąt metrów od kładki, którą wyszedłem z Fortu Bema, jeszcze na wysokości osiedla Awangarda, napotkałem dwa budynki, które tylko wzmożyły moją ciekawość. Oba wpisywały się w wojskowy charakter tych terenów, domyśliłem się więc, że są pozostałościami po dawnych czasach. 

Jako kibica sportu, zaintrygował mnie ceglany budynek z dużym napisem „WKS Legia” nad wejściem. Tu, w przeciwieństwie do następnych miejsc, nie ma większego problemu z określeniem przeznaczenia, ponieważ na fasadzie widnieje napis „Warszawskie Towarzystwo Cyklistów”, a także wisi baner z okazji setnej rocznicy zdobycia pierwszego medalu olimpijskiego dla Polski, czego dokonali m. in. właśnie trzej kolarze z WTC.

Ciekawym reliktem przeszłości jest jednak sam napis „WKS Legia”, ponieważ od dawna tym tytułem nie posługuje się już większość sekcji warszawskiego klubu. Ich wojskowość jest dziś jedynie dawną tradycją, ponieważ dziś są oddzielnymi spółkami. Sam klub CWKS Legia ogłosił upadłość w 2007 r. To jednak wstęp do większej historii Legii na tych terenach, którą można poznać zwiedzając tereny Fortu Bema.

Budynek Warszawskiego Towarzystwo Cyklistów. Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Dawny hotel Legia, dziś internat dla wojskowych

Naprzeciwko, niemal przytulony do osiedla Awangarda, stoi tajemniczy budynek, który także intryguje swoją architekturą. Zbudowany z szarej cegły, dwukondygnacyjny blok ma nad wejściem wielkie godło Polski. Na drzwiach wejściowych można dojrzeć logo Agencji Mienia Wojskowego. 

Od razu widać, że budynek przeszedł niedawno remont, jest świeżo odnowiony. Dzięki napisowi nad wejściem można dowiedzieć się, że znajduje się tam internat. Wpisuje się on jednak w klimat osiedla Awangarda, bo sprawia wrażenie wykorzystywanego jedynie przez pojedyncze osoby. Brama wjazdowa była zamknięta, życie sygnalizowały uchylone dwa okna. Otoczenie było tak schludne, jakby dopiero zostało oddane do użytku. Na Google Maps także nie ma tam żadnego oznaczenia.

Chwila internetowego researchu pozwoliła mi ustalić, że za tym budynkiem kryje się bardzo ciekawa historia. To dawny hotel Legia, który po ogłoszeniu upadłości przez CWKS został opuszczony i popadał w ruinę. W 2021 i 2022 roku został jednak wyremontowany przez Agencję Mienia Wojskowego. Spod godła zniknął napis "CWKS Legia", podobny do tego z gmachu WTS. W środku znajduje się dziś 50 jednoosobowych pokoi dla wojskowych pełniących służbę w Warszawie. Na tyłach jest przestrzeń z alejkami, lampami i ławkami.

Dawny hotel Legia, dziś internat dla wojskowych. Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Restauracja Olimpijska, niegdyś imprezowe centrum

Wchodząc w głąb, za budynek internatu, widać kolejne miejsce, które pamięta czasy świetności dawnych sportowych terenów. Budynek restauracji Olimpijskiej jest dziś jednak totalną ruiną, dziury są nawet w podłodze na parterze. Zdjęcia sprzed trzech lat pokazują, że jeszcze wtedy na fasadzie wisiały niektóre litery z oryginalnego napisu, a bloger Szary Burek w 2019 r. opublikował zdjęcia, na których w środku była jeszcze konsoleta do muzyki, filiżanki, niektóre krzesła i zasłony. Restauracja organizowała niegdyś imprezy okolicznościowe.

Zagadkowa była dla mnie też pasieka, złożona z kilkunastu uli w krzakach obok budynku dawnej restauracji. Po prostu nie pasowała do otoczenia. Ewidentnie ktoś zajmuje się tam pszczołami, wysoka trawa była rozjechana kołami samochodu.

Ruiny restauracji Olimpijskiej. Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Dawne wille jak z horroru. Idealne miejsce na schowanie zwłok

Idąc dalej w kierunku ul. Powązkowskiej, można przez chwilę pogrążyć się w nicości. Ulica Waldorffa prowadzi przez absolutną pustkę, jest otoczona jedynie drzewami i małymi polanami. Spotkałem tu jedynie dwie osoby spacerujące z psami.

W pewnym momencie dojdziemy jednak do uroczego rondka, przypominającego mi punkt centralny małej, spokojnej wioski. Moje wrażenie nie odbiega daleko od rzeczywistości, ponieważ od ronda odchodzą brukowane uliczki, prowadzące do kilku domów, przypominających szlacheckie wille. 

Jako osobę, która nie przepada za byciem samemu w otwartej przestrzeni, spacerując między tymi domami, ogarnął mnie lekki dreszcz. Wszystkie wille są zdewastowane, pomazane graffiti, a ich dachy są zawalone. Intrygujące są jednak ewidentnie odnowione niedawno chodniki, które wyglądają, jakby miały służyć mieszkańcom tych domów. Gdy krążyłem wokół tych ruin, pomyślałem, że wieczorem byłaby to idealna sceneria do horroru lub ukrycia zwłok przez mordercę. Z pewnością nikt tutaj się nie zapuszcza.

Skojarzenie ze szlacheckimi willami nie jest odległe od rzeczywistej historii tych domów. Okazuje się, że to domy dla wojskowych z czasów, gdy w dwudziestoleciu międzywojennym funkcjonował tam Zespół Wytwórni Amunicji nr 1. Największy z budynków to tzw. Willa Generalska. W ciągu ostatnich lat budynki kilkukrotnie płonęły, przez co dziś są kompletnymi ruinami. Na zdjęciach z Google Maps widać jednak, że jeszcze w 2019 r. budynki miały zamurowane okna, ale dachy były całe.

Co ciekawe, pośród ruin, jedna z willi jest w dobrej kondycji i dziś funkcjonuje tam studio fotograficzne i nagraniowe.

Ruiny domów przy ul. Waldorffa. Zobacz galerię.  Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Legia Boks - zabytek z klimatem dawnych mistrzów

W tym dziwnym otoczeniu, tworzącym tajemniczy i mroczny klimat, działa prawdziwa perełka. Inna uliczka odchodząca od ronda, prowadzi do siedziby Klubu Bokserskiego Legia. Już przy dojeździe do głównego budynku witają nas słupy, wprowadzające klimat dawnych lat, który jest tu doskonale utrzymany. Sam budynek klubu jest zabytkiem, z fasadą pomalowaną w barwy Legii. 

Absolutnie wyjątkowe jest wnętrze. Wita nas recepcja, ozdobiona zdjęciami medalistów olimpijskich, wychowanych przez sekcję bokserską Legii. Po wojnie, do końca lat 80. warszawski klub był światową potęgą pięściarstwa. Z Legii wywodzi się dziewięciu medalistów olimpijskich, w tym dwóch mistrzów (Józef Grudzień w 1964 r. i Jan Szczepański w 1972 r.). W budynku przy ul. Waldorffa 31 trenował m. in. Andrzej Gołota.

Powrót do dawnych lat zafundowało mi zwiedzenie sal treningowych. Klimat sportowej tradycji uderza nie tylko wzrok, ale także węch. Mówiąc wprost - czuć tam zapach kilkudziesięciu lat codziennych treningów. Kolory i wystrój sal są jak wyciągnięte z filmu opowiadającego o latach 90.

Akurat, gdy tam wszedłem, cała aktualna drużyna Legii była na wyjeździe na zawodach, ale udało mi się odbyć bardzo miłą rozmowę z młodą dziewczyną pracującą na recepcji. Dziś klub bokserski Legia prowadzi zajęcia dla wszystkich chętnych, budynek zazwyczaj tętni życiem. Wciąż będąc pod podziwem klimatu całego terenu spytałem, czy nie boi się wracać stamtąd w nocy. Przyznała, że też czuje tę lekko mroczną atmosferę i gdy kończy pracę wieczorem, odjeżdża samochodem. 

Klub bokserski Legia. Zobacz galerię z budynku. Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Dziwne boisko i niedokończone domy

Wychodząc z bokserskiego budynku, zauważyłem kolejną dziwną dla mnie rzecz. Jako że w tym miejscu nic nie trzyma się kupy, znajduje się tam jeszcze boisko piłkarskie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że trenując dziesięć lat piłkę przy ul. Obrońców Tobruku i od trzech lat będąc sędzią w okręgu warszawskim, nigdy nie słyszałem o tym miejscu. 

W internecie nie zdołałem znaleźć informacji, aby ktokolwiek rozgrywał tam mecze lub prowadził treningi. W obsadzie sędziowskiej oraz planie rozgrywek Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej to boisko nie istnieje. Jednocześnie, na płocie otaczającym murawę widnieje logo sponsora, a mężczyzna kosił tam trawę. To dziwne, bo w Warszawie raczej panuje niedobór pełnowymiarowych boisk, tym bardziej z naturalną nawierzchnią.

Boisko "Profbud Arena".  Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Tuż obok boiska znajduje się budynek obrandowany jako Stowarzyszenie Trenerów Piłki Nożnej. Podobnie, jak większość budynków na tym terenie, nie jest on w najlepszej kondycji. Z kilku miejsc odpada tynk i widać, że z zewnątrz jest zaniedbany. Środka nie udało mi się zwiedzić, ponieważ drzwi były zamknięte. Tym dziwniejszy wydaje się fakt, że druga tabliczka przy wejściu informuje, jakoby miała znajdować się tam niepubliczna bursa. Nie ma o niej prawie żadnych informacji, w Internecie brak zdjęć wnętrz.

Stowarzyszenie Trenerów Piłki Nożnej jest jednak aktywnym podmiotem, organizującym m. in. turnieje dla dzieci i młodzieży na Mazowszu. Mimo posiadania boiska tuż przy siedzibie, nie znalazłem jednak zdjęć, na których byłoby widać, że z niego korzystają. 

Tajemniczego klimatu dodaje też otoczenie domów, o których ciężko stwierdzić, czy są w budowie czy zostały porzucone. W każdym razie w krzakach kryje się tam kilka, ewidentnie niezamieszkałych, ceglanych posiadłości. Są otoczone monitorowane i otoczone płotem.

Budynek STPN i niepublicznej bursy  Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Trzech panów na ławeczce - to m. in. mistrz Polski i trener reprezentacji

Znów idąc w stronę ul. Powązkowskiej, ale wchodząc w głąb terenu, bliżej trasy S8, trafimy na kilka powojskowych budynków. W jednym z nich mieści się stolarnia, inny wydaje się być opuszczony. Między dwoma halami stoi zagadkowy różowy kiosk. Idąc dalej, słychać odgłosy strzałów, dobiegające ze zlokalizowanej w jednaj z hal strzelnicy

W końcu spotykam jakichś ludzi - trzej panowie siedzą na ławce przed kolejnym budynkiem. Widzę napis „Klub podnoszenia ciężarów Legia Warszawa” - podchodzę. Panowie okazują się przesympatycznymi pasjonatami sportu, jeden z nich zostaje mi przedstawiony jako Zdzisław Faraś. To aktualny trener reprezentacji Polski w podnoszeniu ciężarów, były mistrz Polski i niedoszły olimpijczyk, który nie pojechał na zawody do Los Angeles w 1984 z powodu politycznego bojkotu całej reprezentacji.

Środek budynku sztangistów robi to samo wrażenie, co sale u bokserów. Czuć tu ducha prawdziwego sportu oraz ten sam charakterystyczny zapach. 

- To miejsce, do którego przychodzą trenować ludzie, którzy naprawdę tego chcą i kochają to, a nie ci, którzy chcą zrobić sobie ładne zdjęcie do Internetu - słyszę od jednego z rozmówców. 

Rzeczywiście nie zrobi się tam ładnego zdjęcia na Instagrama, ale można za to spotkać wybitnych sportowców. Mnie uderza też fakt, że zarówno w sekcji boksu, jak i podnoszenia ciężarów, funkcjonują do dziś osoby z wielkimi osiągnięciami sportowymi, często na skalę światową, a jednak muszą gnieść się w ciasnych, zaniedbanych budynkach. Tak jednak pewnie tworzy się właśnie duch prawdziwego sportowca.

Wnętrze budynku sekcji podnoszenia ciężarów Legii.  Fot. Jakub Łasicki / Raport Warszawski

Skansen warszawskiego sportu. Czy ten teren się odradza?

Teren na tyłach Fortu Bema okazuje się więc być niejako skansenem potęgi warszawskiego sportu. Zarówno boks, jak i podnoszenie ciężarów oraz kolarstwo, czy szermierka (której legijna sekcja także tam kiedyś trenowała, jak powiedzieli mi panowie, z którymi rozmawiałem), kilka dekad temu przynosiły medale dla Polski na niemal każdej dużej imprezie. Wielu mistrzów wychowywało się właśnie na tych wojskowych terenach. 

Dziś to miejsce nieco zapomniane, choć ponoć powoli się odradzające. Powstały tam ostatnio chociażby nowe korty tenisowe. Spacer zajął mi ponad dwie godziny, co pokazuje, jak wielki jest ten teren. Oby tylko nie spotkał go ten sam los, co dawnych wojskowych willi, które, mimo wpisania do rejestru zabytków, popadają w ruinę. 

Połączenie nowego osiedla, fanatyków sportu, którzy wciąż trenują w salach wyjętych z lat 90. z ruinami, boiskiem widmo, opuszczonymi halami i odgłosami strzałów, tworzy przedziwne połączenie, skutkujące jednak niepowtarzalnym klimatem.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

NAPISZ DO NAS

Masz temat dotyczący Warszawy? Napisz do nas. Zajmiemy się Twoją sprawą.

Reklama
Reklama